Mogło dojść do gigantycznej katastrofy. W pociągu było 475 osób
Służby państwowe potwierdzają, że na trasie Warszawa–Lublin doszło do dwóch poważnych aktów dywersji, które jak podkreślają eksperci mogły zakończyć się tragedią na niespotykaną dotąd skalę.

Fot. Warszawa w Pigułce
Pierwszy incydent miał miejsce w miejscowości Mika w powiecie garwolińskim. Ładunek wybuchowy zniszczył fragment toru kolejowego, a premier Donald Tusk mówił wprost: celem mogło być wysadzenie przejeżdżającego pociągu. Skutki takiego ataku byłyby katastrofalne. Setki osób mogły stracić życie, a całe państwo stanęłoby w obliczu największego wypadku kolejowego od dziesięcioleci.
Drugi akt sabotażu odnotowano kilkadziesiąt kilometrów dalej, niedaleko stacji Gołąb w powiecie puławskim. W niedzielę późnym wieczorem skład relacji Świnoujście–Rzeszów, którym podróżowało aż 475 pasażerów, musiał gwałtownie hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej. W jednym z wagonów wybite zostały szyby. Według policji najprawdopodobniej właśnie przez uszkodzenie trakcji.
To kolejny dowód na to, że sprawcy działali z pełną premedytacją, a ich celem mogło być doprowadzenie do wykolejenia pociągu i śmierci setek osób.
Służby mówią jednoznacznie: gdyby w obu miejscach przejeżdżały pociągi w pełnej prędkości, mogłoby dojść do gigantycznej katastrofy. ABW, policja i prokuratura prowadzą intensywne czynności, a sprawą zajmuje się już specjalny zespół śledczy.

Z zawodu językoznawca i tłumacz języka angielskiego. W redakcji od samego początku.