Homofobiczny atak pod Warszawą? Zerwali jej maskę, oblali, nazwali „pe**lskim ścierwem””
„To była krótka wycieczka dla ukojenia nerwów. Słabo mi się udała – może następnym razem. Prawdopodobnie ma z tym coś wspólnego tęczowa maska.” – rozpoczyna swoją opowieść Pani Ewa.
„Przestąpiłam w niej próg dużej sieciowej restauracji chcąc kupić flaszkę wody, jest okropny upał i duchota. Poprosiłam grzecznie o zachowanie dystansu przez mężczyznę za mną w kolejce, dyszącego mi w plecy. Był bez maski. Ta moda już się skończyła, pandemię odwołano. Zresztą umówmy się – nigdy jej nie było.
W odpowiedzi na prośbę słyszę potworny bluzg. Również homofobiczny: zapomniałam, że oprócz maski mam na przedramieniu tęczową dziarę. Nie odpowiadam widząc, że do kolejki podchodzi chłopak z obsługi i prosi delikwenta o przesunięcie się. Wyjątkowo dziś nie mam ochoty na zwarcie, słaby dzień, więc z butlą w dłoni szybko opuszczam lokal. Siadam na ławce w ogródku żeby odsapnąć.
Po maksymalnie 5 minutach widzę nad sobą homofoba (okazuje się, że ma dwuosobowe towarzystwo) i słyszę między innymi: pamiętaj, nie będzie mi żadne pedalskie ścierwo mówiło, co mam robić. Reszta nie nadaje się do cytowania. Następnie – chyba dla ochłody – zostaje mi czule zwilżona colą twarz, maska zerwana ląduje na ziemi. Nie mam ani czasu ani siły pisać teraz więcej, w każdym razie siedzimy grzecznie w oczekiwaniu na policję, bo jednak tu i ówdzie występuje w przyrodzie ludzka przyzwoitość. To się nazywa obywatelskie zatrzymanie i współpraca ochrony knajpy – borze szumiący, ci ludzie uratowali mi dzień – w związku z tym mimo wszystko zapisuję go na plus.
I mam nadzieję, że zj*b odpowie za naruszenie nietykalności cielesnej. Wizerunku sprawcy nie będzie. To jest Otwock i okolice – trzeba mieć resztki instynktu samozachowawczego.” – czytamy w opisie.
Z zawodu językoznawca i tłumacz języka angielskiego. W redakcji od samego początku.