O krok od tragedii. Nasza Czytelniczka uratowała niewidomego
Napisała do nas Czytelniczka, która pragnie uczulić społeczeństwo na problemy ludzi wokół nas. Opisała nam historię, która wydarzyła się w centrum Warszawy.
„Cześć, ostatnio byłam świadkiem dość groźnej sytuacji w centrum Warszawy i uważam, że warto o tym napisać. Jakiś czas temu stojąc na przystanku tramwajowym w centrum zauważyłam niewidomego mężczyznę.
Stał na drugim końcu przystanku, na samym brzegu, przy torach. Nie wiem, czy nie wyczuł tych oznaczeń dla niewidomych, czy myślał, że ma jeszcze trochę miejsca, w każdym razie stał tak, ze gdyby tramwaj przyjechał, to by go potrącił. Stał tak kilka minut, obserwowałam sytuację, myślałam, że się cofnie, ale tego nie zrobił. Wokół niego było z 30 osób, przechodzili koło niego obojętnie, nikt nawet nie spojrzał w jego stronę, a akurat nadjeżdżał tramwaj… gdybym do niego nie podbiegła w ostatniej chwili z drugiego końca przystanku i nie powiedziała, żeby się cofnął, to doszłoby do tragedii! Przy takiej liczbie młodych, zdrowych osób obok, cała sytuacja jest dla mnie absurdalna.
Czy naprawdę tak ciężko podejść do człowieka stojącego pół metra dalej i zaoferować pomoc? Wielokrotnie pomagałam niewidomym, ale nie sądziłam, że takie naturalne zachowanie jest tak rzadkim zjawiskiem. Ci ludzie potrafią sobie poradzić, wiedzą, gdzie maja wsiąść, wysiąść, pójść, ale czasem tak drobne sprawy jak poinformowanie takiej osoby ze stoi w niebezpiecznym miejscu, lub jaki tramwaj nadjeżdża, albo pomoc przy wsiadaniu mogą bardzo ułatwić jej życie. A nas to przecież nic nie kosztuje, wystarczy podejść kilka kroków i uruchomić struny głosowe. Przerażająca jest ta znieczulica i obojętność… przecież na miejscu tego niewidomego mógłby się kiedyś znaleźć każdy z nas!” – pisze Czytelniczka.
Z zawodu językoznawca i tłumacz języka angielskiego. W redakcji od samego początku.