Niebezpieczna noc przed nami. IMGW bije na alarm. Synoptycy: lepiej zostać w domu
Dzisiejszy wieczór może być jednym z najbardziej niebezpiecznych na polskich drogach i chodnikach. Od godziny 18:00 w poniedziałek 24 listopada marznący deszcz zamieni polskie drogi w lodowiska. Ostrzeżenia obejmują 11 województw, a synoptycy nie pozostawiają złudzeń – lepiej zostać w domu.

Fot. Warszawa w Pigułce
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej właśnie wydał ostrzeżenia pierwszego stopnia przed opadami marznącego deszczu dla ogromnej części kraju. Jak poinformowała PAP synoptyczka IMGW Grażyna Dąbrowska, alerty będą obowiązywały od dzisiejszego wieczora do wtorkowego poranka. To szesnaście godzin, podczas których zwykła droga do pracy może zamienić się w niebezpieczną wyprawę po lodzie.
Pół Polski pod ostrzeżeniem
Lista województw objętych alertami jest długa. Ostrzeżenia przed marznącymi opadami obejmują: mazowieckie, dolnośląskie, lubelskie, kujawsko-pomorskie, opolskie, małopolskie, łódzkie, podlaskie, śląskie, świętokrzyskie oraz wielkopolskie. To praktycznie cała centralna i południowa Polska – region, w którym mieszka ponad połowa Polaków.
Alerty zaczną obowiązywać od godziny 18:00 w poniedziałek 24 listopada i potrwają do godziny 10:00 rano we wtorek 25 listopada. W tym czasie na drogach pojawi się gołoledź – zjawisko, które co roku jest przyczyną tysięcy stłuczek i setek poważnych wypadków. Według danych IMGW prawdopodobieństwo wystąpienia zjawiska wynosi 70 procent.
Szczególnie trudna sytuacja czeka mieszkańców pasa od Dolnego Śląska, przez województwo łódzkie i mazowieckie, aż po Podlasie. To właśnie tam warunki będą najbardziej sprzyjać powstawaniu cienkiej, niewidocznej warstwy lodu na drogach i chodnikach.
Temperatura idealna dla katastrofy
Prognozy na dzisiejszą noc nie pozostawiają złudzeń. Najchłodniej będzie na Suwalszczyźnie – tam termometry pokażą nawet minus 4 stopnie Celsjusza. Na południowym wschodzie temperatura wyniesie około 1 stopnia, a na zachodzie kraju będzie oscylować między 0 a minus 1 stopniem.
To najgorszy możliwy scenariusz. Temperatura tuż wokół zera stopni, połączona z opadami deszczu, tworzy idealne warunki do powstawania gołoledzi. Zbyt ciepło dla śniegu, zbyt zimno dla zwykłego deszczu. Dokładnie w tym zakresie temperatury powstaje najbardziej zdradliwe zjawisko pogodowe dla kierowców i pieszych.
Do tego dochodzi problem zamarzniętego gruntu. Ostatnie dni przyniosły mrozy, które zdążyły schłodzić powierzchnię ziemi poniżej zera. Gdy teraz spadnie deszcz na taką zmrożoną nawierzchnię, krople wody natychmiast zamarzną, tworząc gładką, szklistą powierzchnię. W meteorologii nazywa się to marznącym deszczem – kropelki wody, które przechłodziły się podczas opadania przez zimne warstwy powietrza, błyskawicznie krzepną po kontakcie z podłożem.
Niewidzialny wróg na drodze
Gołoledź to nie zwykły lód czy śnieg. To cienka, często całkowicie przezroczysta warstwa zamarzniętej wody na powierzchni drogi lub chodnika. Nieprzypadkowo kierowcy nazywają ją „czarnym lodem” lub „szklanką”. Asfalt pozostaje czarny, wydaje się normalny, może być tylko nieco bardziej błyszczący. Kierowca jadący po zmroku może w ogóle nie zauważyć zmiany nawierzchni – aż do momentu, gdy spróbuje zahamować.
Problem tkwi w fizyce. Współczynnik tarcia między oponą a gołoledzią jest dramatycznie niski. Na suchym asfalcie współczynnik ten wynosi około 0,7-0,8, na mokrym spada do 0,4-0,5. Ale na gołoledzi może wynosić zaledwie 0,1 lub nawet mniej. W praktyce droga hamowania wydłuża się nawet dziesięciokrotnie.
Dane ze Szkoły Bezpiecznej Jazdy Renault pokazują skalę problemu: przy prędkości 80 km/h samochód zatrzymuje się na suchym asfalcie po około 60 metrach. Na mokrym potrzeba prawie 90 metrów. Ale na lodzie? Nawet 270 metrów – długość prawie trzech boisk piłkarskich. To nie są abstrakcyjne liczby – to różnica między życiem a śmiercią.
Ale to nie wszystko. Gołoledź nie tylko wydłuża drogę hamowania – pozbawia kierowcę kontroli nad pojazdem. Nie chodzi tylko o hamowanie. Nawet delikatne skręcenie kierownicą czy lekkie przyśpieszenie może wysłać samochód w niekontrolowany poślizg. A wyjście z takiego poślizgu na gołoledzi jest niemal niemożliwe dla przeciętnego kierowcy.
Mosty, wiadukty i inne pułapki
Nie wszystkie odcinki drogi są równie niebezpieczne. Szczególną uwagę należy zwrócić na mosty i wiadukty. Powietrze swobodnie przepływa pod ich konstrukcją, chłodząc nawierzchnię znacznie mocniej niż na zwykłym odcinku drogi. To oznacza, że gołoledź pojawi się tam wcześniej i utrzyma dłużej niż gdzie indziej.
Niebezpieczne są też miejsca w pobliżu zbiorników wodnych, lasów i terenów zacienionych. Tam wilgotność powietrza jest wyższa, a temperatura niższa – idealne warunki dla powstawania gołoledzi. Szczególnie zdradliwe mogą być zakręty w lesie czy odcinki drogi biegnące wzdłuż rzeki lub jeziora.
Również pochylnie, zjazdy i wjazdy na drogi szybkiego ruchu wymagają szczególnej ostrożności. Na pochylniach nawet najlżejszy poślizg może zamienić się w niekontrolowany zjazd, podczas którego hamowanie tylko pogarsza sytuację.
Jak rozpoznać gołoledź zanim będzie za późno
Doświadczeni kierowcy znają kilka oznak zbliżającego się niebezpieczeństwa. Pierwsza i najważniejsza to szron na poboczu, znakach drogowych i drzewach. Jeśli otoczenie jest oszronione, jest duża szansa, że na jezdni również występuje oblodzenie. To znak, by natychmiast zmniejszyć prędkość.
Druga oznaka to zmiana dźwięku opon. Na suchym lub mokrym asfalcie opony szumią charakterystycznie. Na lodzie dźwięk staje się cichszy, bardziej stłumiony. Jeśli zauważysz taką zmianę – nie testuj przyczepności gwałtownym hamowaniem. To właśnie znak, że jedziesz już po gołoledzi.
Trzecia wskazówka to refleksy świetlne. Gołoledź odbija światło – jeśli jedziesz nocą i widzisz, że droga przed tobą lśni jak lustro, zwalniaj natychmiast. Mokra droga też błyszczy, ale gołoledź ma charakterystyczny, szklany połysk.
Czwarta oznaka to zachowanie innych pojazdów. Jeśli samochód przed tobą porusza się nienaturalnie wolno, być może jego kierowca już wie, że jest ślisko. Jeśli widzisz pojazd na poboczu z włączonymi światłami awaryjnymi – to znak, że ktoś już wpadł w poślizg i stracił kontrolę.
Zasady przetrwania na lodzie
Jeśli mimo wszystko musisz jechać, zapamiętaj podstawową zasadę: prędkość. Nawet jeśli ograniczenie wynosi 90 km/h, na gołoledzi 40-50 może być już zbyt szybko. Prawa fizyki są bezlitosne – przekroczysz pewien próg i samochód przestanie słuchać poleceń. Nie ma znaczenia, jak dobry jesteś jako kierowca.
Druga kluczowa zasada to dystans. Na gołoledzi potrzebujesz nawet 200 metrów wolnej przestrzeni przed sobą. To brzmi abstrakcyjnie, ale może uratować życie. Jeśli ktoś za tobą pogania cię światłami, przepuść go przy pierwszej okazji. Niech ryzykuje na własny rachunek.
Trzecia zasada to płynność. Żadnych gwałtownych ruchów. Hamowanie? Delikatne, wcześnie rozpoczęte, najlepiej silnikiem przez redukcję biegów. Przyśpieszanie? Powolne, na niskich obrotach. Skręcanie? Minimalne, dokładnie wyliczone. Każdy gwałtowny manewr może skończyć się poślizgiem.
Czwarta zasada dotyczy zakrętów. Nie hamuj w zakręcie – to niemal pewny poślizg. Zwolnij wcześniej, przed wejściem w łuk. W zakręcie jedź równo, bez dodatkowych manewrów. Przyśpieszaj dopiero po wyprostowaniu kół. To może wydawać się oczywiste, ale w stresującej sytuacji instynkt każe nam hamować właśnie w zakręcie – i to błąd.
Piąta zasada to wzgórza. Pod górkę wjeżdżaj z lekkiego rozpędu, ale nie za szybko. Próba ruszenia pod górę z miejsca na gołoledzi kończy się bezsilnym pieniem opon. Z góry zjeżdżaj na biegu, hamując silnikiem, nie pedałem hamulca.
ABS i ESP nie są superłączem
Współczesne samochody wyposażone są w systemy ABS, ESP, kontrolę trakcji. To wszystko pomaga, ale nie czyni cię nieśmiertelnym. ABS zapobiega zablokowaniu kół podczas hamowania – to dobrze. Ale nie skróci drastycznie drogi hamowania na lodzie. Nadal potrzebujesz tych 270 metrów przy 80 km/h.
ESP pomoże ustabilizować samochód w poślizgu – ale jeśli wpadniesz w poślizg przy 80 km/h na gołoledzi, nawet najlepszy system nie uratuje sytuacji. To wsparcie, nie gwarancja. Kontrola trakcji pomoże ruszyć płynniej, bez utraty przyczepności tylnych kół. Ale nie zastąpi rozsądku i doświadczenia.
Prawdziwą różnicę robią opony. Zimowe ogumienie to nie fanaberia, tylko konieczność. Letnie opony na gołoledzi są praktycznie bezużyteczne – twardnieją na mrozie, tracąc minimalną przyczepność, jaką mogłyby zapewnić. Zimówki mają specjalną mieszankę gumy, która pozostaje elastyczna w niskich temperaturach, oraz lamele – drobne nacięcia w bieżniku, które pomagają „przegryźć” się przez warstwę lodu.
Piesi też nie są bezpieczni
Gołoledź to problem nie tylko kierowców. Piesi, zwłaszcza seniorzy, są w równie trudnej sytuacji. Chodniki również pokrywają się niewidoczną warstwą lodu. Wystarczy nieuwagny krok i można się przewrócić z poważnymi konsekwencjami.
Statystyki są bezlitosne – złamanie biodra u osoby starszej to często wyrok. Nawet 20 procent osób, które doznały takiego urazu, umiera w ciągu kilku miesięcy. Ponad połowa nigdy nie wraca do pełnej sprawności. To nie jest abstrakcyjna liczba – to tysiące polskich seniorów, dla których zimowy upadek oznacza koniec samodzielnego życia.
Dlatego jeśli nie musisz wychodzić – zostań w domu. Jeśli musisz – załóż buty z antypoślizgową podeszwą, najlepiej z kolcami lub specjalnymi wkładkami. Idź wolno, drobnymi krokami. Nie spiesz się. Trzymaj ręce wolne – w razie upadku będziesz potrzebować ich do zmiękczenia uderzenia.
Szczególnie uważaj na schody, pochylnie i miejsca zacienionych. To tam gołoledź utrzymuje się najdłużej. Trzymaj się barierek i poręczy. Jeśli czujesz, że powierzchnia jest bardzo śliska – zawróć i poszukaj innej drogi, nawet jeśli będzie dłuższa.
Co to oznacza dla ciebie
Jeśli mieszkasz w jednym z jedenastu województw objętych ostrzeżeniem, podejmij decyzje już teraz, zanim zrobi się ciemno. Czy naprawdę musisz gdzieś jechać dziś wieczorem? Czy ta wizyta, spotkanie, zakupy nie mogą poczekać do wtorku, a lepiej do środy?
Jeśli odpowiedź brzmi „muszę jechać”, przygotuj się. Sprawdź opony – czy są zimowe, czy mają odpowiednią głębokość bieżnika (minimum 4 milimetry, choć zalecane to 6 mm). Zatankuj pełny bak – w razie utknięcia na drodze będziesz potrzebować paliwa do ogrzewania kabiny. Zabierz koc, ciepłą odzież, termos z gorącą herbatą, latarkę, kabel do ładowania telefonu.
Zaplanuj trasę z wyprzedzeniem. Unikaj dróg drugiej i trzeciej kategorii – mogą być nieodśnieżone i nieposypane. Wybieraj główne ciągi komunikacyjne, które służby drogowe obsługują w pierwszej kolejności. Poinformuj kogoś o swojej trasie i planowanej godzinie przyjazdu.
Włącz radio – lokalne stacje często podają aktualne informacje o stanie dróg w regionie. Sprawdź aplikacje drogowe – kierowcy dzielą się tam informacjami o utrudnieniach w czasie rzeczywistym. Jeśli widzisz, że sytuacja jest fatalna – zawróć. Nie ma wstydu w zdrowym rozsądku.
Dla pieszych rada jest podobna. Zostań w domu jeśli możesz. Jeśli musisz wyjść – odpowiednie obuwie, ostrożność, czas. Nie biegaj, nie spiesz się. Szczególnie uważaj na schodach i w miejscach zacienionych.
Służby drogowe będą pracować całą noc, posypując drogi solą i piaskiem. Ale nie zdążą wszędzie. Priorytetem są główne arterie – drogi lokalne mogą poczekać do rana. To kolejny powód, by tej nocy zostać w domu.
Prognozy na wtorek też nie są optymistyczne. Na terenie całej Polski synoptycy przewidują kolejne opady. Na południowym wschodzie deszcz, w innych regionach deszcz ze śniegiem, a miejscami ponownie może padać marznący deszcz. Szczególnie w pasie od Dolnego Śląska po Podlasie trzeba będzie zachować czujność przez cały dzień.
Najbliższe szesnaście godzin będzie testem dla nas wszystkich. Zima pokazała już, że w tym roku nie zamierza żartować. Ostrzeżenia IMGW to nie abstrakcyjne komunikaty – to realne zagrożenie dla zdrowia i życia. Podejmij mądre decyzje. Zostań w domu. Poczekaj, aż służby opanują sytuację. Bezpieczeństwo jest ważniejsze niż punktualność.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.