To oficjalne zaproszenie dla złodzieja. Ubezpieczyciel sprawdzi twój profil i odmówi wypłaty
Wyobraź sobie ten moment: stoisz na szczycie lodowca w austriackim Tyrolu albo leżysz na rajskiej plaży na Zanzibarze. Słońce świeci, widoki zapierają dech w piersiach, a endorfiny szaleją. Odruchowo sięgasz po smartfona. Robisz idealne zdjęcie, dodajesz lokalizację, garść hasztagów #ferie2026 #holidays #pustydom, i wrzucasz na Instagram oraz Facebooka. W ciągu godziny zbierasz setki lajków i serduszek. Znajomi zazdroszczą, rodzina komentuje. Czujesz się świetnie. Nie wiesz jednak, że dokładnie w tym samym czasie, 1500 kilometrów dalej, ktoś inny również ogląda twoje zdjęcie z ogromnym zainteresowaniem. To nie jest twój fan. To złodziej, który właśnie dostał potwierdzenie, że twoje mieszkanie na warszawskim Wilanowie czy podmiejski dom pod Poznaniem stoją puste i bezbronne. Co gorsza, gdy wrócisz i zastaniesz wyważone drzwi, twój ubezpieczyciel może zadać ci jedno, kluczowe pytanie: „Czy chwalił się pan wyjazdem w sieci?”. Twoja odpowiedź może kosztować cię utratę odszkodowania. Witaj w erze cyfrowego rażącego niedbalstwa.

Fot. Warszawa w Pigułce
Media społecznościowe zmieniły sposób, w jaki żyjemy, ale też sposób, w jaki kradną przestępcy. Kiedyś złodziej musiał obserwować dom przez kilka dni, sprawdzać, czy gasną światła, czy znika samochód z podjazdu, czy przepełniona jest skrzynka na listy. To wymagało czasu i niosło ryzyko zdemaskowania przez czujnego sąsiada. Dziś? Dziś złodziej siedzi wygodnie na kanapie ze smartfonem w ręku i scrolluje. Nazywa się to OSINT (Open Source Intelligence) – biały wywiad. Przestępcy obserwują publiczne profile, śledzą lokalizacje (geotagowanie) i analizują relacje na InstaStories. Jeśli wrzucasz zdjęcie całej rodziny na nartach z podpisem „Jeszcze tydzień szaleństwa!”, dajesz im gwarancję: „Drogi złodzieju, masz 7 dni czystego czasu na splądrowanie mojego majątku. Nikt ci nie przeszkodzi”. To, co dla ciebie jest niewinną pamiątką z wakacji, dla świata przestępczego jest otwartym oknem.
Ubezpieczyciel to nie Święty Mikołaj. Szuka „haka”
Wielu posiadaczy polis mieszkaniowych żyje w błogim przekonaniu, że skoro płacą składkę, są chronieni przed wszystkim. „Mam polisę All Risk, mogą mnie okraść, dostanę nowe meble i telewizor”. To niebezpieczna naiwność. Każda umowa ubezpieczenia opiera się na Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia (OWU). To tam, drobnym drukiem, zapisane są wyłączenia odpowiedzialności. Najpotężniejszą bronią ubezpieczyciela w walce o niewypłacenie pieniędzy jest pojęcie „Rażącego Niedbalstwa”. Wynika ono wprost z Kodeksu Cywilnego (art. 827 § 1): „Ubezpieczyciel jest wolny od odpowiedzialności, jeżeli ubezpieczający wyrządził szkodę umyślnie; w razie rażącego niedbalstwa odszkodowanie nie należy się, chyba że umowa lub ogólne warunki ubezpieczenia stanowią inaczej lub zapłata odszkodowania odpowiada w danych okolicznościach względom słuszności”.
Czym jest rażące niedbalstwo? To zachowanie, które graniczy z umyślnością. To sytuacja, w której każdy przeciętnie rozsądny człowiek przewidziałby, że jego działanie doprowadzi do szkody. Klasyczne przykłady to:
Zostawienie klucza pod wycieraczką.
Zostawienie otwartych okien na parterze przy wyjściu z domu.
Wyłączenie alarmu „bo wyje syrena”. W 2026 roku do tej listy coraz częściej dopisywane jest: Publiczne informowanie o swojej nieobecności w mediach społecznościowych.
Logika likwidatora szkód: Sam wystawiłeś się na cel
Jak wygląda proces likwidacji szkody po włamaniu? Zgłaszasz szkodę. Przyjeżdża rzeczoznawca. Sprawdza zamki (czy były atestowane), sprawdza ślady włamania. Ale to nie wszystko. Działy bezpieczeństwa towarzystw ubezpieczeniowych coraz częściej zatrudniają specjalistów od analizy cyfrowej. Ich zadaniem jest sprawdzenie, czy ubezpieczony dochował tzw. obowiązku minimalizacji ryzyka. Likwidator wchodzi na twój profil na Facebooku, Instagramie czy TikToku. Widzi publiczny post z datą 15 stycznia: „Meldujemy się we Włoszech! Dom zostaje sam na 2 tygodnie!”. Widzi datę włamania: 18 stycznia. Wniosek? Ubezpieczyciel może wydać decyzję odmowną, argumentując: „Ubezpieczony poprzez swoje lekkomyślne zachowanie w przestrzeni publicznej ułatwił sprawcom dokonanie kradzieży, wskazując im dokładny czas i miejsce, w którym mienie będzie pozbawione nadzoru. Stanowi to rażące niedbalstwo w zakresie dbałości o przedmiot ubezpieczenia”. Nawet jeśli sąd ostatecznie przyznałby ci rację (co nie jest pewne, orzecznictwo się zmienia), czeka cię wieloletnia batalia prawna, podczas której jesteś bez pieniędzy i z obrabowanym domem.
„Mam profil prywatny, tylko dla znajomych” – Czy to cię ratuje?
To najczęstsza linia obrony: „Ale ja mam kłódkę na profilu! Tylko znajomi to widzą!”. Zastanów się: ilu masz znajomych na Facebooku? 300? 500? 1000? Czy znasz ich wszystkich osobiście? Czy ręczysz za uczciwość każdego z nich? A może masz tam kolegę z podstawówki, którego nie widziałeś 20 lat, a który właśnie wpadł w długi i szuka łatwego zarobku lub „cynku” dla lokalnej grupy przestępczej? Co więcej – znajomi lajkują i komentują. Ich aktywność może wyświetlić się ich znajomym (zależy od ustawień algorytmów). Ponadto, zrzut ekranu (screenshot) twojej relacji może zrobić każdy i przesłać go dalej. Dla ubezpieczyciela fakt, że udostępniłeś informację grupie 500 osób, wciąż może być argumentem za niedochowaniem staranności. W dobie RODO i wycieków danych, pojęcie „prywatności” w social mediach jest iluzoryczne.
Co złodziej wyczyta ze zdjęcia? Więcej niż myślisz
Profesjonalni włamywacze to nie są amatorzy z łomem. To analitycy. Co widzą na twoim zdjęciu „z lotniska”?
Status majątkowy: Zegarek na ręku, markowe walizki, destynacja (Malediwy vs. działka pod miastem). Wiedzą, czy warto ryzykować.
Czas nieobecności: Podpis „Lecimy na 14 dni!” to dokładny harmonogram pracy dla złodzieja.
Skład osobowy: Zdjęcie „cała rodzinka w komplecie” oznacza, że w domu nie został nikt. Ani żona, ani dorosły syn, ani nawet pies (jeśli widać go w kontenerze).
Adres: Nawet jeśli nie podasz adresu, wcześniejsze zdjęcia (widok z okna, zdjęcie samochodu z tablicą rejestracyjną, zameldowanie się w lokalnej restauracji) pozwalają w 5 minut ustalić dokładny adres twojego domu.
Jak ubezpieczyciele zmieniają OWU w 2026 roku?
Rynek ubezpieczeń ewoluuje. Na zachodzie Europy (Wielka Brytania, Niemcy) pojawiają się już polisy, które wprost w wyłączeniach mają zapisy o „cyber-imprudencji” (cyfrowej lekkomyślności). W Polsce na razie bazuje się na ogólnej definicji rażącego niedbalstwa, ale prawnicy ostrzegają: to się zmienia. Firmy ubezpieczeniowe widzą korelację między aktywnością w social mediach a szkodowością. Jeśli chwalisz się drogim sprzętem audio w domu, a potem informujesz, że wyjeżdżasz – wręcz prosisz się o kłopoty. Pamiętaj też o tzw. obowiązku zabezpieczenia mienia. Jeśli wyjeżdżasz na dłużej niż kilka dni, niektóre polisy wymagają np. zakręcenia zaworów wody. Jeśli tego nie zrobisz i pęknie rura – nie dostaniesz odszkodowania. Analogia z „zakręceniem wypływu informacji” w sieci staje się coraz bardziej zasadna.
Syndrom FOMO a bezpieczeństwo
Dlaczego to robimy? FOMO (Fear Of Missing Out) i potrzeba akceptacji społecznej są silniejsze niż rozsądek. Chcemy pokazać, że nasze życie jest atrakcyjne. Psychologowie wskazują, że „nagroda” w postaci lajków jest natychmiastowa, a „kara” w postaci włamania jest odroczona i abstrakcyjna. Mózg wybiera natychmiastową gratyfikację. Tymczasem policja apeluje w każdej kampanii przed feriami: #NieChwalSie. Dla funkcjonariuszy sprawa jest jasna – ofiara, która publikuje relację z wyjazdu, sama „wystawia” się na strzał. Oczywiście, winny jest zawsze złodziej, ale twoje zachowanie może utrudnić odzyskanie pieniędzy.
Co to oznacza dla ciebie? HCU: Cyfrowa kwarantanna
Nie musisz rezygnować z dzielenia się radością, ale zmień strategię. Bądź mądrzejszy od złodzieja i algorytmu ubezpieczyciela.
Co to oznacza dla Ciebie? Zasada „Throwback”
1. Publikuj PO powrocie (Trend #LatePost)
To złota zasada bezpieczeństwa. Rób zdjęcia, kręć filmy, montuj rolki – ale nie wrzucaj ich w czasie rzeczywistym. Wróć do domu, rozpakuj walizki i dopiero wtedy wrzuć fotki z opisem: „Tak było w zeszłym tygodniu! #wspomnienia”. Wilanowski złodziej widząc to, wie, że już jesteś w domu. Lajki będą te same, a ryzyko zerowe.
2. Wyłącz geotagowanie w domu
Sprawdź ustawienia prywatności. Nigdy nie oznaczaj lokalizacji „Dom” na zdjęciach. Złodziej potrafi połączyć kropki. Jeśli wrzucasz zdjęcie nowego telewizora 85 cali i oznaczasz swoją dzielnicę – tworzysz katalog dla włamywacza.
3. Zmyl przeciwnika
Jeśli musisz być aktywny w sieci (np. prowadzisz firmę), poproś sąsiada lub kogoś z rodziny, kto został na miejscu, by… pojawiał się w twoim domu. Zapalanie światła, odsłanianie rolet, a nawet zdjęcie „kawy w ogrodzie” wrzucone przez domownika, który został, to sygnał: „Dom nie jest pusty”.
4. Sprawdź swoje OWU (Zrób to teraz!)
Wyciągnij polisę z szuflady. Przeczytaj sekcję „Wyłączenia odpowiedzialności” i „Obowiązki ubezpieczonego”. Szukaj sformułowań o „zabezpieczeniu mienia na czas nieobecności”. Jeśli masz tam wymóg np. włączenia alarmu, a o tym zapomnisz – zdjęcie na Instagramie będzie dowodem, że nie było cię w domu, a systemy nie zadziałały.
5. Selekcja znajomych
Ferie to dobry czas na czystki. Usuń z Facebooka ludzi, których nie znasz, nie pamiętasz lub którzy wydają ci się podejrzani (fejkowe konta bez zdjęć). Im mniejsze grono odbiorców, tym mniejsze ryzyko wycieku informacji.
Twoje bezpieczeństwo jest ważniejsze niż wirtualne serduszka. W te ferie niech twoim najlepszym filtrem na Instagramie będzie filtr zdrowego rozsądku. Nie daj ubezpieczycielowi satysfakcji, a złodziejowi okazji.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zawodowo interesuje się prawem i ekonomią.