Fizyka pokonała kierowców na S7. Ten jeden podjazd stał się ścianą nie do pokonania. 40-tonowe kolosy tańczą na lodzie i blokują wszystko
Wystarczyło kilkaset metrów wzniesienia, by jedna z najważniejszych tras w Polsce przestała istnieć. Sytuacja na drodze ekspresowej S7 w okolicach mostu na Wiśle wymknęła się spod kontroli. To nie awaria mostu, ale geografia terenu stała się pułapką, z której nie ma ucieczki. Ciężkie zestawy transportowe, próbując pokonać podjazd prowadzący na przeprawę, kapitulują jeden po drugim. Fizyka jest bezlitosna – oblodzona nawierzchnia, grawitacja i masa 40 ton sprawiają, że Tir-y zamiast jechać do przodu, buksują w miejscu lub niebezpiecznie zsuwają się w tył. Powstała z tego gigantyczna barykada, której nie są w stanie sforsować ani samochody osobowe, ani pługi. Jeśli jesteś w trasie – omiń ten rejon szerokim łukiem.

Fot. Warszawa w Pigułce
Ściana lodu na podjeździe. Dlaczego Tiry przegrywają to starcie?
Architektura drogowa w miejscach przepraw mostowych wymusza zazwyczaj zastosowanie najazdów. Aby most znajdował się na odpowiedniej wysokości nad lustrem wody (dla żeglugi i bezpieczeństwa powodziowego), droga musi się wznosić. W normalnych warunkach kierowcy nawet nie zauważają tego nachylenia. Dziś, w obliczu ataku zimy, ten niepozorny podjazd stał się przeszkodą nie do pokonania, niczym szklana góra z baśni, tyle że w horrorze drogowym.
Problem leży w przyczepności. Ciągnik siodłowy ciągnący załadowaną naczepę napędzany jest zazwyczaj tylko na jedną oś (lub dwie w rzadkich przypadkach). Gdy koła napędowe trafiają na wyślizganą przez śnieg i mróz pochyłość, a z tyłu „ciągnie” w dół kilkadziesiąt ton towaru, tarcie przestaje istnieć. Koła obracają się w miejscu, topiąc śnieg pod sobą i tworząc taflę lodu, która uniemożliwia jakikolwiek ruch.
Kierowcy zawodowi wiedzą, że jedynym ratunkiem w takiej sytuacji jest rozpęd – wejście na wzniesienie z impetem. Niestety, przy gęstym ruchu i śnieżycy, samochody jadą zderzak w zderzak. Gdy pierwszy pojazd w kolumnie stracił przyczepność i stanął na podjeździe pod most, zmusił do zatrzymania wszystkich za sobą. To był koniec. Ruszenie 40-tonowym zestawem „pod górę” z miejsca, na lodzie, jest technicznie niemożliwe bez łańcuchów lub pomocy ciężkiego holownika.
Efekt domina zablokował północną Polskę
Sceny, które rozgrywają się przed wjazdem na most, są dramatyczne. Ciężarówki stoją na obu pasach ruchu, a także na pasie awaryjnym, skutecznie korkując trasę S7 w kierunku północnym. Próby ominięcia stojących pojazdów przez samochody osobowe kończą się fiaskiem – „osobówki” grzęzną w zaspach między Tirami lub są blokowane przez zestawy, które w akcie desperacji próbowały zmienić pas i „złamały się”, stając w poprzek drogi.
Służby drogowe znalazły się w potrzasku. Pługopiaskarki, które powinny sypać sól na ten krytyczny podjazd, utknęły w korku kilka kilometrów wcześniej. Nie mają skrzydeł, by przelecieć nad stojącymi ciężarówkami, a korytarz życia w warunkach zerowej widoczności i zasypanych linii po prostu nie istnieje. Mamy do czynienia z paraliżem totalnym: podjazd jest śliski, bo nie jest posypany, a nie jest posypany, bo pługi nie mogą dojechać przez śliski podjazd.
Walka o każdy metr – kierowcy sypią piach pod koła rękami
W obliczu bezradności służb, kierowcy próbują brać sprawy w swoje ręce. Na CB radiu słychać nawoływania do pomocy. Niektórzy kierowcy wychodzą z kabin w sam środek zamieci, próbując podkładać pod koła dywaniki, gałęzie czy sypać piach (jeśli go mają). Niestety, przy tak dużym nachyleniu terenu i masie pojazdu, te chałupnicze metody są nieskuteczne.
Co gorsza, próby ruszenia kończą się często niebezpiecznym zsuwaniem się naczepy na boki. W takich warunkach o kolizję nietrudno. Wystarczy chwila nieuwagi, by ciężki zestaw oparł się o bariery energochłonne lub przygniótł stojące obok auto osobowe. Strach pasażerów mniejszych aut uwięzionych między wielkimi naczepami jest paraliżujący.
Dlaczego nie założyli łańcuchów?
To pytanie, które zadaje sobie wielu internautów, jest zasadne, ale rzeczywistość drogowa jest brutalna. Założenie łańcuchów na koła ciężarówki to ciężka praca fizyczna, która wymaga czasu i miejsca. W momencie, gdy korek „stanął” nagle, kierowcy zostali uwięzieni w ciasnym szpalerze aut. Nie ma miejsca, by bezpiecznie wyjść, rozłożyć łańcuchy i najechać na nie kołami (co jest konieczne przy montażu wielu typów). Robienie tego na środku drogi ekspresowej, w nocy, przy porywistym wietrze i padającym śniegu, to igranie ze śmiercią.
Ponadto, wielu kierowców liczyło, że „jakoś to będzie”, że rozpęd wystarczy. Ten błąd w ocenie sytuacji na podjeździe pod most kosztuje teraz nerwy tysięcy ludzi.
Objazdy? Zapomnij. Lokalne górki też są nieprzejezdne
Policja próbuje kierować ruch na drogi alternatywne, ale geografia regionu jest nieubłagana. Skoro S7 – droga o najwyższym standardzie utrzymania – jest nieprzejezdna z powodu wzniesienia, to lokalne drogi gminne i powiatowe są w jeszcze gorszym stanie. Tam podjazdy są często bardziej strome, węższe i w ogóle nieodśnieżone.
Ciężarówki, które zjechały z S7 w poszukiwaniu objazdu, utknęły na lokalnych wzniesieniach, blokując dojazd do okolicznych wiosek. Region został sparaliżowany komunikacyjnie na wielu poziomach. Karetki pogotowia i straż pożarna mają olbrzymie trudności z dotarciem do wezwań, bo każda droga prowadząca na północ wiąże się z koniecznością pokonania jakiegoś wzniesienia w dolinie Wisły.
Hipotermia i kończące się paliwo – realne zagrożenie
Sytuacja z godziny na godzinę staje się coraz bardziej niebezpieczna dla zdrowia i życia uwięzionych. Silniki pracują, by ogrzać kabiny, ale w wielu pojazdach, zwłaszcza tych wracających z długich tras, rezerwy paliwa są na wyczerpaniu. Zgaszenie silnika w takiej temperaturze oznacza wychłodzenie wnętrza w kilkanaście minut.
Służby zarządzania kryzysowego rozważają dostarczenie gorących napojów i paliwa, ale dotarcie do uwięzionych w środku zatoru jest wyzwaniem logistycznym. Niewykluczone, że konieczne będzie użycie sprzętu gąsienicowego lub quadów, by przedrzeć się przez zaspy.
Co to oznacza dla Ciebie?
Jeśli czytasz ten tekst w ciepłym domu – zostań w nim. Jeśli jesteś w trasie – zatrzymaj się. Sytuacja na S7 to lekcja pokory wobec praw fizyki.
- Nie pchaj się na „siłę”: Jeśli widzisz, że auta przed Tobą mają problem z podjazdem pod wzniesienie, nie próbuj ich omijać. Utkniesz tak samo jak oni, blokując drogę ratunkową.
- Szukaj płaskiego terenu: Jeśli musisz się zatrzymać, zrób to na płaskim odcinku. Zatrzymanie się na podjeździe (nawet małym) w takich warunkach oznacza, że już z niego nie ruszysz.
- Trzymaj dystans od ciężarówek: Stojąc w korku na wzniesieniu, zostaw co najmniej 20-30 metrów odstępu od Tira przed Tobą. Jeśli zacznie się zsuwać, będziesz mieć szansę na reakcję lub ucieczkę.
- Oszczędzaj paliwo i ciepło: Jeśli utknąłeś, nie grzej silnika non-stop, jeśli masz mało paliwa. Uruchamiaj go cyklicznie, by podtrzymać temperaturę. Okryj się kocem.
- Monitoruj komunikaty: Słuchaj radia. Informacja o tym, że pługi dotarły do podjazdu pod most z drugiej strony (pod prąd – w asyście policji), może być sygnałem, że za chwilę ruch ruszy. Bądź gotowy.
Podjazd pod most na Wiśle stał się dziś symbolem bezradności techniki wobec natury. Dopóki lód nie zostanie usunięty mechanicznie lub chemicznie, żadna moc silnika nie pomoże. Trasa S7 pozostaje zablokowana do odwołania.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zawodowo interesuje się prawem i ekonomią.