Nawrocki: „Nie widziałem żadnych zagrożeń”. Co naprawdę wydarzyło się przy ustawie o kryptowalutach?
Prezydent Karol Nawrocki tłumaczy swoje weto wobec ustawy o kryptoaktywach, podkreślając, że mimo debat, raportów i utajnionych posiedzeń nie przedstawiono mu żadnych dowodów na zagrożenia związane z rosyjskimi czy białoruskimi wpływami. Rząd twierdzi jednak, że ryzyko jest realne, a brak regulacji osłabia bezpieczeństwo państwa i inwestorów. Konflikt wokół ustawy przerodził się w jeden z najostrzejszych sporów politycznych końcówki roku.

Zdjęcie poglądowe. Fot. Warszawa w Pigułce
„Nie dowiedziałem się nic o zagrożeniach”. Prezydent Nawrocki tłumaczy weto ustawy o kryptoaktywach
Decyzja prezydenta Karola Nawrockiego o zawetowaniu ustawy dotyczącej nadzoru nad rynkiem kryptoaktywów wywołała jeden z najgorętszych sporów politycznych ostatnich tygodni. Choć rząd mówi o realnym ryzyku rosyjskich wpływów i rosnącej liczbie przestępstw, prezydent przekonuje, że podczas całego procesu legislacyjnego nie przedstawiono mu żadnych materiałów potwierdzających takie zagrożenia.
Co się zmienia?
Weto zatrzymało wdrożenie unijnych przepisów MiCA, które miały uporządkować rynek i przekazać nadzór nad nim Komisji Nadzoru Finansowego. Ustawa określała obowiązki dostawców usług, emitentów tokenów oraz wprowadzała narzędzia kontrolne, na które od miesięcy czekał sektor finansowy. Brak podpisu oznacza, że polski rynek wciąż funkcjonuje bez ram, które obowiązują już w wielu państwach UE.
Sprawa nabrała politycznego ciężaru, gdy premier Donald Tusk poinformował, że w przestrzeni kryptowalut działa w Polsce „kilkaset podmiotów powiązanych z Rosją lub Białorusią”. Według rządu ustawa miała ograniczyć te wpływy i umożliwić śledzenie podejrzanych transakcji.
Fakty i tło sprawy
Prezydent Nawrocki w Kanale Zero stwierdził, że w trakcie prac – od grudnia 2024 roku – nikt nie sygnalizował rosyjskich zagrożeń, a temat pojawił się dopiero wtedy, gdy stało się jasne, że może dojść do weta. Podkreślił, że nie otrzymał takich informacji ani w debacie sejmowej, ani w raportach służb specjalnych. Jego zdaniem ktoś próbuje wywołać niepokój społeczny, choć on sam „nie ma wiedzy o zagrożeniach rynku kryptowalut”.
Rząd prezentuje zupełnie inną perspektywę. W piątek, podczas tajnej części posiedzenia, premier miał zaprezentować posłom materiał dotyczący bezpieczeństwa państwa, w którym ważną rolę odgrywał „rosyjski ślad” w obszarze kryptowalut. Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek podał również, że od początku 2024 roku prokuratura prowadzi 5824 sprawy dotyczące oszustw na rynku kryptoaktywów – większość z pokrzywdzonymi wśród polskich obywateli.
Polityczny ton podbił również premier Tusk, mówiąc o „dwuznaczności” weta i przypominając głośne sprawy związane z branżą, w tym zaginięcie Sylwestra Suszka, twórcy giełdy BitBay, oraz powiązane z nim śledztwa.
Co to oznacza dla czytelnika?
Brak ustawy to mniejsza ochrona dla użytkowników rynku. Wciąż nie ma przepisów, które wymagałyby od dostawców usług przejrzystości, zapewniały nadzór państwa nad tokenami powiązanymi z aktywami czy ograniczały możliwość prania pieniędzy. Dla osób inwestujących oznacza to działanie w środowisku niestabilnym i podatnym na nadużycia.
Rząd zapowiada ponowne złożenie projektu i zabieganie o poparcie prezydenta. Jeśli ustawa ponownie trafi na biurko głowy państwa, spór o bezpieczeństwo rynku kryptowalut może stać się jednym z kluczowych tematów początku 2026 roku.
Prezydent Karol Nawrocki utrzymuje, że nie przedstawiono mu dowodów na zagrożenia związane z obcymi służbami. Rząd twierdzi, że zagrożenie jest realne i potwierdzone danymi. Weto zablokowało nowe regulacje, a rynek pozostaje w zawieszeniu. Kolejna wersja ustawy zdecyduje o tym, czy Polska nadrobi europejskie standardy, czy pozostanie jednym z najsłabiej uregulowanych państw w regionie.

Kocham Warszawę, podróże i gastronomię i to właśnie o nich najczęściej piszę.