Nie żyje Jacek Gaworski. Zm. w wieku 57 lat. Dziś żegna go cały sportowy świat
Nie był tylko sportowcem. Był symbolem walki, która trwała nie dni czy miesiące, ale całe dekady. Jego historia poruszała i inspirowała, a każdy kolejny dzień życia był dowodem niezwykłej siły ducha. Dziś jego zbroja opadła – odszedł człowiek, który nigdy się nie poddał.

fot. Warszawa w Pigułce
„Zdjął zbroję, założył skrzydła”. Nie żyje wybitny polski sportowiec
Był wojownikiem nie tylko na planszy, ale i w życiu. Przez ponad dwie dekady toczył heroiczną walkę z chorobami, które raz po raz odbierały mu zdrowie, siły i nadzieję. Mimo to nigdy się nie poddał. Dziś świat sportu żegna człowieka, którego determinacja, odwaga i serce poruszały tysiące.
Odszedł tuż przed urodzinami
Jacek Gaworski zmarł 11 maja 2025 roku, zaledwie dwa dni przed swoimi 58. urodzinami. Informację o jego śmierci przekazała w poruszającym wpisie jego żona, Elżbieta. „Po heroicznej walce z chorobą zmarł mój ukochany mąż. Niewyobrażalnie cierpiał, ale ponad wszystko pragnął żyć” – napisała.
Był srebrnym medalistą paraolimpijskim z Rio 2016, wielokrotnym mistrzem Polski, Europy i świata w szermierce. Ale dla wielu był przede wszystkim symbolem niezłomności – człowiekiem, który mimo wyniszczającej choroby wciąż stawał do walki.
21 lat z chorobą, 13 lat z nowotworem
W 2004 roku usłyszał diagnozę: stwardnienie rozsiane. W jednej chwili jego świat się zawalił – z aktywnego sportowca stał się człowiekiem przykuty do szpitalnego łóżka. Jak opisywał, walka o leczenie pochłaniała cały majątek, ale nie zamierzał się poddać.
W 2012 roku los zadał kolejny cios – mnogi nowotwór rdzenia. Leczenie w Polsce było niemożliwe, więc ratunku szukano za granicą. Koszty sięgały setek tysięcy euro. Gdy wydawało się, że najgorsze już za nim, pojawił się czerniak błon śluzowych, a potem przerzuty do kości.
Nigdy się nie poddał
Jeszcze w 2024 roku przeszedł kolejną radykalną operację. Choroba odbierała mu wzrok, siły i mobilność, ale nie odebrała ducha walki. Dzięki wsparciu żony, lekarzy i tysięcy ludzi dobrej woli przez lata „oszukiwał śmierć”.
11 maja 2025 roku jego organizm nie wytrzymał. Odszedł, jak pisze żona, „zdejmując zbroję i zakładając skrzydła”. Zostawił po sobie coś więcej niż medale – zostawił inspirację, siłę i świadectwo, że warto walczyć do końca.

Kocham Warszawę, podróże i gastronomię i to właśnie o nich najczęściej piszę.