Podpisałeś wniosek o dodatek węglowy lub osłonowy? Sam dostarczyłeś dowód, wejdą do domu i sprawdzą. Możesz zapłacić gigantyczny rachunek
W ferworze walki o rządowe dopłaty do ogrzewania i prądu, miliony Polaków wypełniały wnioski, starając się wykazać jak najwięcej osób w gospodarstwie domowym. Było to w pełni legalne i logiczne – przepisy na to pozwalały. Problem pojawia się jednak w momencie, gdy zestawimy te dane z deklaracjami śmieciowymi, gdzie często od lat widnieje tylko jedna osoba. Choć nie ma oficjalnego potwierdzenia, że w skali kraju działa automatyczny system porównujący te bazy, prawnicy i eksperci samorządowi ostrzegają: te dokumenty znajdują się w tym samym urzędzie. Wystarczy jedna weryfikacja, by „papierowa sprzeczność” zamieniła się w finansowy koszmar sięgający pięciu lat wstecz.

Fot. Warszawa w Pigułce
Sytuacja finansowa wielu polskich samorządów jest napięta. Luki w systemach gospodarki odpadami są łatane z budżetów gmin, co na dłuższą metę jest nie do utrzymania. Włodarze miast i wsi szukają uszczelnień, a najprostszym sposobem na znalezienie dodatkowych wpływów jest weryfikacja liczby mieszkańców faktycznie zamieszkujących daną nieruchomość. Przez lata było to trudne – opierano się na meldunkach, które są fikcją, lub na zużyciu wody, co bywało podważane w sądach.
Jednak ostatnie dwa lata przyniosły urzędnikom prezent w postaci masowych wniosków o świadczenia: dodatek węglowy, dodatek osłonowy czy bon energetyczny. Polacy, chcąc uzyskać wsparcie w dobie kryzysu energetycznego, masowo i dobrowolnie ujawniali faktyczny skład swoich gospodarstw domowych. Zrobili to pod rygorem odpowiedzialności karnej, co nadaje tym dokumentom potężną moc dowodową. Teraz te „teczki” leżą w archiwach gminnych ośrodków pomocy społecznej, często podległych tym samym władzom, co wydziały podatkowe.
Dwie prawdy pod jednym adresem
Mechanizm potencjalnej pułapki jest trywialny w swojej prostocie i nie wymaga zaawansowanych algorytmów sztucznej inteligencji. Wystarczy urzędnicza skrupulatność przy wyrywkowej kontroli. Wyobraźmy sobie typową sytuację: Pan Kowalski w deklaracji śmieciowej od 2018 roku zgłasza jedną osobę. Płaci dzięki temu niską stawkę, np. 30 zł miesięcznie.
Ten sam Pan Kowalski w 2022 roku złożył wniosek o dodatek węglowy, a w 2024 o bon energetyczny. W obu tych wnioskach wpisał żonę i dwójkę dzieci, tworząc czteroosobowe gospodarstwo domowe. Zrobił tak, ponieważ przepisy o dodatkach preferowały gospodarstwa wieloosobowe (wyższe limity dochodowe lub wyższa kwota wsparcia). Pan Kowalski własnoręcznie podpisał oświadczenie, że pod podanym adresem zamieszkują cztery osoby.
Mamy więc w obrocie prawnym, w obrębie jednej gminy, dwa dokumenty podpisane przez tę samą osobę, dotyczące tego samego adresu, które wzajemnie się wykluczają. W jednym Pan Kowalski twierdzi, że mieszka sam. W drugim – że z rodziną. W świetle prawa, jedna z tych deklaracji musi być nieprawdziwa. Jeśli urzędnik odpowiedzialny za wymiar opłaty śmieciowej sięgnie po dane z MOPS (do czego w ramach postępowań wyjaśniających ma prawo), sytuacja podatnika staje się niezwykle trudna do obrony.
„Czynny żal” czy ryzyko karne?
Dlaczego ta sytuacja jest groźniejsza niż sprawdzanie liczników wody? Ponieważ w przypadku wody można tłumaczyć się awarią, podlewaniem ogródka czy częstymi kąpielami. W przypadku wniosków o dodatki, mamy do czynienia z oświadczeniem woli. Wnioski o wypłatę świadczeń energetycznych zawierały klauzulę: „Jestem świadomy odpowiedzialności karnej za złożenie fałszywego oświadczenia”.
Gdy gmina wezwie mieszkańca do wyjaśnień, staje on przed dylematem. Nie może powiedzieć: „Skłamałem we wniosku o dodatek węglowy, żeby dostać 3000 zł”, ponieważ jest to przyznanie się do próby wyłudzenia świadczenia i poświadczenia nieprawdy, co grozi prokuratorem. Jedyną logiczną drogą obrony (choć kosztowną) jest przyznanie, że „zapomniało się” zaktualizować deklarację śmieciową. To z kolei otwiera drogę do naliczenia zaległych opłat.
Eksperci podatkowi wskazują, że w takiej sytuacji najlepszym wyjściem dla osób, które są świadome rozbieżności w swoich papierach, jest uprzedzenie działań urzędu. Złożenie korekty deklaracji śmieciowej z własnej inicjatywy zazwyczaj chroni przed mandatem karnym, pozostawiając jedynie konieczność uregulowania zaległości wraz z odsetkami. Czekanie na ruch ze strony gminy to gra w rosyjską ruletkę.
Ile to może kosztować? Policzmy
Jeśli założymy, że gminy nie posiadają jeszcze zautomatyzowanego systemu, który wyłapuje wszystkich automatycznie, to ryzyko kontroli indywidualnej jest realne. Wystarczy donos sąsiada, weryfikacja przy okazji innej sprawy administracyjnej czy celowa akcja gminy szukającej oszczędności w konkretnym rejonie.
Konsekwencje finansowe mogą być dotkliwe. Zobowiązania podatkowe przedawniają się po 5 latach. Jeśli gmina udowodni, że przez ostatnie 3 lata w domu mieszkały 4 osoby zamiast 1, wyliczenie będzie wyglądać następująco (przyjmując przykładową stawkę 30 zł za osobę):
- 3 osoby niezgłoszone x 30 zł = 90 zł miesięcznie niedopłaty.
- 90 zł x 12 miesięcy = 1080 zł rocznie.
- Za 3 lata daje to kwotę 3240 zł samej należności głównej.
Do tego należy doliczyć odsetki za zwłokę od zaległości podatkowych, które są wysokie (obecnie 14,5% w skali roku). Końcowa kwota może więc łatwo przekroczyć 4000-5000 zł. Decyzja administracyjna w tej sprawie jest tytułem wykonawczym – jeśli nie zapłacimy, gmina może zająć te środki na koncie.
Baza CEEB – kolejne źródło wiedzy
Warto pamiętać, że nie tylko wnioski o pieniądze są źródłem wiedzy dla urzędów. Kolejną bazą danych, którą sami wypełniliśmy, jest Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków (CEEB). Składając deklarację o źródłach ciepła, również podawaliśmy informacje o budynku. Choć celem CEEB jest walka ze smogiem, dane tam zgromadzone są danymi publicznymi dostępnymi dla organów administracji.
Jeśli w deklaracji CEEB zaznaczyliśmy, że budynek jest zamieszkały i ogrzewany w całości, a w deklaracji śmieciowej widnieje informacja, że nieruchomość jest niezamieszkała (co zwalnia z opłat), jest to jaskrawa sprzeczność, która aż prosi się o kontrolę. Samorządy coraz chętniej integrują swoje systemy informacji przestrzennej, nakładając na mapy różne warstwy danych. Widać na nich jak na dłoni, gdzie „papierowa rzeczywistość” nie zgadza się ze stanem faktycznym.
To nie musi być masowa akcja, by dotknęła Ciebie
Nie potrzebujemy ogólnopolskiego programu inwigilacji, by wpaść w kłopoty. Wystarczy gorliwy urzędnik w gminie, który dostanie polecenie „znalezienia pieniędzy” w systemie. Analiza porównawcza dwóch list – beneficjentów pomocy społecznej i płatników za odpady – to zadanie, które w średniej wielkości gminie można wykonać w kilka dni przy użyciu prostego arkusza kalkulacyjnego.
Brak oficjalnych komunikatów o masowych kontrolach usypia czujność. Jednak z punktu widzenia prawa administracyjnego, organ ma obowiązek dążyć do ustalenia prawdy obiektywnej. Posiadając w swoich zasobach dokumenty wskazujące na nieprawidłowość, urzędnik nie tylko może, ale wręcz powinien wszcząć postępowanie wyjaśniające. Zaniechanie tego mogłoby być potraktowane jako naruszenie dyscypliny finansów publicznych przez samą gminę.
Co to oznacza dla Ciebie?
Sprawa dotyczy Twojego bezpieczeństwa prawnego i finansowego. Warto poświęcić chwilę na „audyt domowy” własnych dokumentów. Przypomnij sobie, co dokładnie wpisywałeś we wnioskach o dodatek węglowy, osłonowy czy bon energetyczny w latach 2022-2024. Jeśli zadeklarowałeś tam większą liczbę domowników niż w deklaracji śmieciowej, znajdujesz się w grupie ryzyka.
W takiej sytuacji masz dwa wyjścia. Możesz liczyć na to, że nikt w Twojej gminie nie wpadnie na pomysł porównania tych danych lub że Twoje nazwisko nie zostanie wylosowane do kontroli. Jest to jednak strategia ryzykowna. Drugą opcją jest złożenie korekty deklaracji śmieciowej. Oznacza to wyższy czynsz od teraz i konieczność dopłaty wstecz, ale zamyka temat ewentualnej odpowiedzialności karnej i pozwala spać spokojnie. Pamiętaj, że w starciu z urzędem to na Tobie spoczywa ciężar dowodu, a Twój własny podpis na wniosku o dotację jest najmocniejszym argumentem przeciwko Tobie.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zawodowo interesuje się prawem i ekonomią.