Zranił się w rękę, biegał po jezdni, groził pracownikom stacji paliw
Niebezpieczne sceny rozegrały się na ulicach Pragi-Północ. Najpierw głośna awantura, potem szaleńczy bieg wśród samochodów i groźby pod adresem pracowników stacji benzynowej. Sprawcą całego zamieszania okazał się zakrwawiony, pijany 29-latek. Aby go obezwładnić, strażnicy miejscy musieli użyć kajdanek.
Sobotni wieczór na skrzyżowaniu ulic 11 Listopada i Bródnowskiej przebiegał w nerwowej atmosferze. Wszystko za sprawą 29-letniego mężczyzny, który pokłócił się ze swoją partnerką. Kłótnia kochanków szybko przerodziła się w rękoczyny z udziałem jeszcze jednej osoby. W efekcie szamotaniny, agresywny 29-latek zranił się dotkliwie w przedramię.
Mimo silnego krwawienia, mężczyzna bynajmniej nie zamierzał prosić o pomoc. Zamiast tego, w amoku wybiegł na jezdnię, slalomem przemykając między pędzącymi samochodami. Jego chaotyczny bieg zakończył się pod pobliską stacją paliw, gdzie krzykiem i groźbami próbował wymusić na obsłudze sprzedaż alkoholu.
Na miejscu błyskawicznie zjawili się wezwani strażnicy miejscy. Stan, w jakim zastali krewkiego 29-latka, był bardzo poważny. Mężczyzna zalany był krwią, a rana na jego ręce wyglądała na głęboką. Mimo to kompletnie ignorował polecenia funkcjonariuszy i nie pozwalał sobie pomóc. Strażnicy byli zmuszeni użyć siły, by obezwładnić mężczyznę i założyć mu opaskę uciskową na krwawiącą ranę.
Nie był to jednak koniec problemów. Gdy na miejsce dotarło wezwane pogotowie ratunkowe, ranny mężczyzna wciąż zachowywał się agresywnie. Znieważał ratowników, pluł i gryzł. W obawie o swoje bezpieczeństwo, medycy poprosili strażników, by ci eskortowali karetkę do szpitala i nie zdejmowali furiatowi kajdanek.
Poszkodowany trafił ostatecznie na szpitalny oddział ratunkowy. Jednak dopiero po przypięciu go pasami do łóżka, lekarze byli w stanie udzielić mu fachowej pomocy medycznej. Cała sytuacja pokazuje, jak nieprzewidywalne i niebezpieczne mogą być interwencje wobec agresywnych, nietrzeźwych osób.
Nie wiadomo, co pchnęło 29-latka do takiego zachowania – alkohol, narkotyki, czy może zawód miłosny. Jedno jest pewne – gdyby nie zdecydowana postawa strażników miejskich, mogło dojść do tragedii. Dzięki ich profesjonalizmowi, mimo trudnych warunków, udało się zapewnić bezpieczeństwo wszystkim uczestnikom tego zdarzenia.
Z zawodu językoznawca i tłumacz języka angielskiego. W redakcji od samego początku.