Muniek Staszczyk leżał w kałuży krwi. „Myśleli, że to morderstwo”
Muniek Staszczyk z T.Love w najnowszym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” opowiedział o cieżkich chwilach, kiedy dostał wylewu. „Dziękuję Bogu, że żyję” – wyznał.
17 lipca lider zespołu T.Love trafił do londyńskiego szpitala, a wszystkie koncerty zostały odwołane.
Okazało się, że muzyk wysłał jeszcze SMS do żony i menadżera, że jest zmęczony, że stracil dużo czasu na lotnisku i że boli go głowa. Około godziny 1 poszedł spać. Znleziono go dopiero następnego dnia około 14.
„Ten hotel ma duże obłożenie, potrzebowali pokoju. A tu leży facet we krwi. Obsługa nie wiedziała, co robić, czy to nie zabójstwo. Wezwali policję (…). Dzięki Bogu poszło nosem, nie zalało mi mózgu. Tylko dlatego żyję” – opowiada muzyk.
W szpitalu uznali, że skoro organizm sam sobie poradził to nie będą operować. Podali leki i otoczyli chorego opieką. Potem piosenkarz trafił na Sobieskiego, gdzie spędził kolejny miesiąc i rozpoczął rehabilitację.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.