Pracownicy coraz częściej tak robią. Pracodawca może domagać się odszkodowania
Coraz częstsze porzucanie pracy przez pracowników zmusiło pracodawców do zmieniania zapisów w umowach. Pracownik może odpowiadać za „zniknięcie” bez słowa.
Pracodawcy zmagają się z rosnącym problemem „znikających” pracowników, którzy po kilku dniach od rozpoczęcia pracy, bez słowa wyjaśnienia, przestają przychodzić do firmy. Brak formalnego wypowiedzenia lub choćby informacji o rezygnacji generuje dla firm dodatkowe koszty, związane z procesem rekrutacji, wstępnymi badaniami lekarskimi czy szkoleniami BHP. To nie wszystko, bo często pracownikom przydziela się od razu zadania, które potem spadają na pracodawcę czy innych pracowników. W odpowiedzi na tę sytuację, coraz więcej przedsiębiorstw decyduje się na wprowadzenie do umów specjalnych klauzul, mających zabezpieczyć ich interesy.
Jak podaje serwis prawo.pl, koszty zatrudnienia nowego pracownika, szczególnie na stanowiskach specjalistycznych, mogą być znaczące. Przykładowo, w firmach produkujących oprogramowanie, zatrudnienie specjalisty średniego szczebla wiąże się z wydatkami rzędu 10-11 tys. zł. Gdy taka osoba znika po kilku dniach pracy, firma zostaje z ręką w przysłowiowym nocniku – ponosi straty finansowe i organizacyjne.
W takiej sytuacji pracodawca ma prawo rozwiązać umowę bez zachowania okresu wypowiedzenia, co znajdzie odzwierciedlenie w świadectwie pracy. Dla pracownika oznacza to nie tylko potencjalne trudności w znalezieniu nowego zatrudnienia, ale także utratę prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Co więcej, firma może dochodzić odszkodowania za poniesione straty.
Jak zauważa mec. Ewelina Miłobędzka, w przypadku umów zlecenia, pracodawcy mogą zastrzec kary umowne za porzucenie pracy. Choć takie rozwiązanie nie jest dozwolone w umowach o pracę, to firma wciąż może walczyć o odszkodowanie na podstawie art. 471 kodeksu cywilnego, jeśli udowodni, że porzucenie pracy przez pracownika wygenerowało konkretne szkody.
Problem „znikających” pracowników dotyka szczególnie stanowisk robotniczych i, co zaskakujące, najczęściej chodzi o młode osoby. Aby się przed tym zabezpieczyć, pracodawcy coraz częściej wprowadzają do umów klauzule dotyczące okresu próbnego i zaangażowania firmy w tym czasie. Kinga Badowska, ekspert ds. strategicznego outsourcingu HR w spółce Lu-Bi, podkreśla, że koszty rekrutacji i wdrożenia nowego pracownika, szczególnie w branżach takich jak IT, mogą być bardzo wysokie.
Stąd pomysł na klauzule, które zobowiązują pracownika do partycypacji w kosztach rekrutacji i wdrożenia, jeśli zrezygnuje z pracy przed upływem pierwszego miesiąca. Taki zapis nie oznacza, że pracownik musi zwrócić całość poniesionych przez firmę kosztów, ale może zostać zobligowany do pokrycia ich części.
Ten nowy trend na rynku pracy to reakcja na rosnący problem, ale też pole do dyskusji. Z jednej strony, firmy mają prawo chronić swoje interesy i oczekiwać od pracowników poważnego traktowania podjętych zobowiązań. Z drugiej jednak, takie klauzule mogą zostać odebrane jako forma nacisku na pracownika, ograniczająca jego swobodę decyzji.
Niezależnie od oceny tego zjawiska, porzucenie pracy bez słowa to nie tylko brak profesjonalizmu, ale także narażanie się na poważne konsekwencje. Zanim podejmiemy decyzję o rezygnacji, warto poważnie zastanowić się nad jej skutkami i, jeśli to możliwe, zakończyć współpracę w cywilizowany sposób. W końcu nigdy nie wiadomo, czy nasze ścieżki zawodowe nie przetną się ponownie w przyszłości.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.