Mieszkańcy szykują się na jesienne listy grozy. Niektórzy boją się otworzyć skrzynkę
Początek roku miał przynieść tsunami podwyżek w spółdzielniach mieszkaniowych. Mieszkańcy szykowali się na dwucyfrowe wzrosty opłat. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna – podwyżki były mniejsze niż inflacja. Eksperci ostrzegają jednak, że to może być cisza przed burzą.

Fot. Shutterstock
Pierwsza połowa 2025 roku przyniosła miłe zaskoczenie dla mieszkańców bloków. Zamiast dramatycznych podwyżek, których obawiano się od miesięcy, spółdzielnie mieszkaniowe wykazały się nieoczekiwaną powściągliwością. Wzrosty opłat nie przekroczyły kilku procent, a niektóre zarządy w ogóle zrezygnowały z podwyżek.
Apokalipsa, która się nie wydarzyła
Sytuacja sprzed roku wyglądała zupełnie inaczej. Mieszkańcy osiedli otrzymywali zawiadomienia o planowanych podwyżkach znacznie przekraczających inflację. Media prześcigały się w ponurych prognozach o dwucyfrowych wzrostach czynszów. W rzeczywistości większość spółdzielni ograniczyła się do symbolicznych korekt.
W wielu przypadkach wzrosty opłat eksploatacyjnych oscylowały wokół 3-5 procent, co przy obecnym poziomie inflacji można uznać za stabilizację. Niektóre spółdzielnie zdecydowały się na rozłożenie podwyżek w czasie, inne całkowicie je wstrzymały, szukając oszczędności w innych obszarach.
Dane z czerwca 2025 roku pokazują, że obawy mieszkańców były mocno przesadzone. Zamiast masowych, bolesnych podwyżek, rynek mieszkaniowy zachował względną stabilność. To jednak nie oznacza, że problemy zniknęły – zostały jedynie odłożone w czasie.
Płaca minimalna uderzyła, ale nie tak mocno
Wzrost płacy minimalnej do 4666 złotych brutto od stycznia faktycznie wpłynął na koszty utrzymania nieruchomości. Sprzątanie, konserwacja, ochrona – wszędzie tam, gdzie pracownicy otrzymywali najniższą krajową, koszty wzrosły automatycznie. Spółdzielnie musiały pokryć różnicę, ale większość zdołała to zrobić bez przerzucania pełnych kosztów na mieszkańców.
Część zarządów przeprowadziła wewnętrzne oszczędności, ograniczając niepotrzebne wydatki administracyjne. Inne negocjowały lepsze warunki z dostawcami usług lub decydowały się na przejęcie niektórych prac we własnym zakresie. Efekt był widoczny – podwyżki, choć nieuniknione, okazały się znośne.
Pomogła też łagodna zima, która oznaczała niższe koszty ogrzewania. To częściowo zrekompensowało rosnące wydatki na inne usługi. Spółdzielnie, które w planach zakładały wyższe koszty energii, mogły część zaoszczędzonych środków przeznaczyć na pokrycie wzrastających płac.
Spółdzielnie bały się buntu mieszkańców
Kluczową rolę odegrała również presja społeczna. Zarządy spółdzielni, obserwując rosnące niezadowolenie mieszkańców, podchodziły do kwestii podwyżek z większą ostrożnością. Walne zgromadzenia członków stały się bardziej krytyczne wobec przedstawianych planów finansowych.
Mieszkańcy coraz częściej domagali się szczegółowego uzasadnienia każdej podwyżki. Zarządy musiały tłumaczyć się z wydatków, prezentować alternatywne rozwiązania i szukać kompromisów. Ta zwiększona kontrola społeczna skutecznie hamowała apetyt na drastyczne podwyżki.
W niektórych spółdzielniach doszło do prawdziwych batalii na walnych zgromadzeniach. Mieszkańcy kwestionowali plany remontowe, zmuszali zarządców do szukania tańszych wykonawców i eliminowania zbędnych wydatków. Efekt był wymierny – budżety zostały zrewidowane w dół.
Niepewność prawna zatrzymała podwyżki
Paradoksalnie, pomocna okazała się również niepewność co do przyszłych regulacji prawnych. Spółdzielnie, nie wiedząc, jakie zmiany mogą nastąpić w przepisach, wolały poczekać z radykalnymi decyzjami. Zamiast ryzykować konflikty z mieszkańcami, zdecydowały się na wyczekiwanie.
Ta strategia dała mieszkańcom chwilę wytchnienia, choć eksperci ostrzegają, że może to być tylko odroczenie nieuniknionego. Fundamentalne problemy, które zapowiadały falę podwyżek, nie zniknęły – zostały jedynie przesunięte w czasie.
Część spółdzielni wykorzystała ten okres na konsolidację finansów i przygotowanie bardziej przemyślanych planów na przyszłość. Inne po prostu odkładały trudne decyzje, licząc na poprawę sytuacji ekonomicznej.
Zróżnicowanie geograficzne i koszty, które wrócą z podwójną siłą
Sytuacja nie była jednolita w całym kraju. Podczas gdy mieszkańcy większych miast mogli odetchnąć z ulgą, w niektórych regionach podwyżki były bardziej dotkliwe. Szczególnie spółdzielnie zarządzające starszymi zasobami mieszkaniowymi nie mogły uniknąć wzrostu opłat.
W Częstochowie mieszkańcy Spółdzielni Mieszkaniowej „Północ” odczuli podwyżki znacznie bardziej niż przeciętnie. Wprowadzono tam nowe opłaty za korzystanie z domofonu (3,67 zł miesięcznie), użytkowanie działki przydomowej (9 zł miesięcznie), a opłaty za windy wzrosły nawet do 31,53 zł za osobę miesięcznie.
Różnice regionalne wynikały przede wszystkim ze stanu technicznego zasobów. Spółdzielnie z nowszymi budynkami mogły pozwolić sobie na wstrzymanie podwyżek, podczas gdy zarządzający starszymi blokami musieli reagować na pilne potrzeby remontowe.
Względny spokój pierwszej połowy roku nie oznacza, że problemy zniknęły. Rosnące ceny materiałów budowlanych, usług remontowych i mediów to bomba zegarowa, która wcześniej czy później wybuchnie. Spółdzielnie, które odkładały podwyżki, będą musiały je wprowadzić z większą siłą.
Dramatycznie rosną koszty wody i ścieków – w niektórych miastach wzrosty sięgają 12-13 procent rocznie. Wywóz śmieci, usługi kominiarskie, przeglądy techniczne – praktycznie każda pozycja w budżecie spółdzielni notuje wzrosty przekraczające oficjalną inflację.
Do tego dochodzą rosnące wymagania dotyczące efektywności energetycznej budynków. Unijne przepisy mogą zmusić spółdzielnie do kosztownych termomodernizacji, które trzeba będzie sfinansować z podwyżek opłat. Odkładanie tych inwestycji tylko zwiększa przyszłe koszty.
Prawdziwy test dopiero w ostatnim kwartale
Eksperci są zgodni – jesień przyniesie prawdziwą próbę sił. Okres walnych zgromadzeń, gdy zarządy będą przedstawiać plany finansowe na 2026 rok, może okazać się znacznie bardziej burzliwy niż spokojny początek roku.
Kluczowa będzie kwestia funduszy remontowych. W wielu spółdzielniach są one dramatycznie niedofinansowane, a dalsze opóźnianie niezbędnych prac grozi katastrofami budowlanymi. Mieszkańcy będą musieli zmierzyć się z rzeczywistością – remonty są niezbędne, a ktoś musi je zapłacić.
Szczególnie newralgiczne będą spółdzielnie, które przez lata odkładały podwyżki. Kumulacja odłożonych kosztów może oznaczać znacznie bardziej dotkliwe wzrosty opłat niż te, których udało się uniknąć na początku roku.
Jak się bronić przed podwyżkami
Mieszkańcy nie są jednak bezradni. Coraz więcej osób odkrywa, że aktywny udział w życiu spółdzielni może realnie wpłynąć na wysokość opłat. Uczestnictwo w walnych zgromadzeniach, analiza budżetów i kontrola wydatków to skuteczne narzędzia ograniczania kosztów.
Istotne jest również poznanie swoich praw. Spółdzielnie mają obowiązek szczegółowego uzasadnienia każdej podwyżki. Mieszkańcy mogą domagać się wyliczeń, kwestionować nieracjonalne wydatki, a w skrajnych przypadkach zaskarżyć uchwały do sądu.
Rosnące znaczenie mają oddolne inicjatywy mieszkańców. Wspólne przetargi na usługi, negocjacje z dostawcami, a nawet przejęcie niektórych prac we własnym zakresie – to wszystko może przynieść wymierne oszczędności.
Prognozy na przyszłość
Realistyczny scenariusz na resztę 2025 roku zakłada wzrosty opłat eksploatacyjnych rzędu 5-8 procent w skali roku. To wciąż będzie odczuwalne dla domowych budżetów, ale dalekie od katastrofy. Większe podwyżki dotkną funduszy remontowych tam, gdzie jest to niezbędne.
Wiele będzie zależało od sytuacji gospodarczej kraju. Jeśli inflacja pozostanie pod kontrolą, a wzrost płac będzie nadążał za wzrostem kosztów życia, mieszkańcy powinni poradzić sobie z podwyżkami. Gorzej, jeśli dojdzie do stagflacji.
Historia pierwszej połowy 2025 roku pokazuje, że czarne scenariusze nie zawsze się sprawdzają. Rynek mieszkaniowy ma swoje mechanizmy samoregulacji. Zbyt wysokie opłaty oznaczają problemy z ich ściągalnością, czego zarządy wolą uniknąć.
Mieszkańcy, którzy przez pół roku mogli odetchnąć z ulgą, powinni wykorzystać ten czas na przygotowanie się do prawdopodobnych podwyżek w drugiej połowie roku. To może być ostatnia szansa na spokój przed nadchodzącą burzą.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.