Gigantyczny kryzys uderzy w Polskę. Eksperci są zgodni: niektóry z dnia na dzień doświadczą nędzy
Matematyka jest bezlitosna. Polska zmierza ku demograficznej katastrofie, która uderzy najsilniej w obecnych trzydziestolatków. Za 35 lat w kraju zostanie tylko 31 milionów mieszkańców zamiast dzisiejszych 37,6 miliona. To nie abstrakcyjne liczby – to przyszłość emerytalna całego pokolenia.

Fot. Warszawa w Pigułce
Główny Urząd Statystyczny nie pozostawia złudzeń. Najnowsze prognozy pokazują, że Polska straci do 2060 roku 6,7 miliona obywateli. W pesymistycznym scenariuszu może nas zostać zaledwie 26,7 miliona. To tak, jakby z mapy zniknęło pięć największych województw jednocześnie.
Problem nie dotyczy odległej przyszłości. Już dziś na każde 10 tysięcy mieszkańców Polski ubywa rocznie 34 osoby. W 2023 roku zmarło 130 tysięcy osób więcej niż się urodziło. To największy ubytek naturalny w historii powojennej Polski.
Pokolenie w demograficznej pułapce
Millenialsi – osoby urodzone w latach 80. i 90. XX wieku – znaleźli się w najgorszym możliwym momencie historycznym. To pierwsze pokolenie, które w pełni odczuje skutki niskiej dzietności poprzednich dekad. Gdy będą masowo przechodzić na emeryturę w latach 40. i 50. XXI wieku, zabraknie młodych ludzi do finansowania ich świadczeń.
Obecny system emerytalny działa na zasadzie umowy społecznej – pracujący finansują emerytów, licząc na podobną przysługę od przyszłych pokoleń. Ale tych przyszłych pokoleń będzie dramatycznie mało. W 2060 roku dzieci do 14 lat będą stanowić tylko 12,8 procent społeczeństwa, podczas gdy seniorzy powyżej 65 lat – aż 32,6 procenta.
Najbardziej dotkliwy będzie okres 2042-2050, kiedy rocznie umierać będzie około 500-510 tysięcy osób. To konsekwencja wchodzenia w wiek największej umieralności pokolenia wyżu demograficznego z lat 80. – obecnych czterdziestolatków.
Kolapisające proporcje
W 2025 roku na rynku pracy pozostanie 21,7 miliona osób w wieku produkcyjnym. W 2060 roku będzie ich tylko 15 milionów. Równocześnie liczba emerytów wzrośnie z 7,8 miliona do ponad 10 milionów. Proporcje staną się nie do utrzymania.
Oznacza to, że na jednego pracującego może przypadać nawet dwóch emerytów. Żaden system emerytalny nie wytrzyma takiego obciążenia. Millenialsi będą musieli jednocześnie utrzymywać rekordową liczbę seniorów i radzić sobie z własnymi, coraz niższymi świadczeniami.
Perspektywa jest jeszcze gorsza w niektórych regionach. Województwo świętokrzyskie straci do 2060 roku ponad 30 procent mieszkańców. Podobnie dramatyczne spadki czekają Lubelszczyznę, Opolszczyznę i Warmię-Mazury. To tam system opieki społecznej i zdrowotnej może się zawalić jako pierwszy.
Prywatne oszczędzanie jako jedyna nadzieja
Wobec załamującego się systemu państwowego, prywatne oszczędzanie staje się koniecznością. Programy IKE i IKZE to jedyne narzędzia, które mogą uratować emerytalne przyszłości milenialsów.
Konkretne przykłady pokazują skalę możliwych korzyści. Czterdziestolatek odkładający miesięcznie 100 złotych na IKZE otrzyma dodatkowo 974 złote miesięcznie przez pierwsze 10 lat emerytury. Po tym okresie kwota spadnie do 487 złotych miesięcznie przez kolejne 20 lat. Dodatkowo można odliczyć od podatku łącznie 3600 złotych.
Przy wpłacie 500 złotych miesięcznie dodatkowa emerytura wyniesie już 4868 złotych przez pierwszą dekadę i 2434 złote przez kolejne dwie dekady. Oszczędzający 1000 złotych miesięcznie mogą liczyć na 9736 złotych dodatkowej emerytury przez pierwsze 10 lat i 4668 złotych przez następne 20 lat.
Służba zdrowia pod presją demograficzną
Kryzys demograficzny uderzy również w system opieki zdrowotnej. Rekordowa liczba seniorów spotka się z dramatycznym niedoborem personelu medycznego. Kolejki, które już dziś wynoszą miesiące, mogą wydłużyć się do lat.
W 2060 roku osoby powyżej 80 lat będą stanowić 11,6 procenta społeczeństwa – prawie trzykrotnie więcej niż dziś. To grupa wymagająca intensywnej opieki medycznej, której system publiczny może nie podołać.
Mediana wieku Polaków wyniesie ponad 50 lat – o siedem lat więcej niż obecnie. Połowa społeczeństwa będzie miała ponad pół wieku, co oznacza masowy wzrost potrzeb medycznych w sytuacji kurczących się zasobów ludzkich.
Europa w tej samej pułapce
Emigracja nie rozwiąże problemów polskich milenialsów. Niemal wszystkie kraje Unii Europejskiej zmagają się z identycznymi wyzwaniami demograficznymi. Dzietność w całej Europie oscyluje między 1,2 a 1,4 dziecka na kobietę – znacznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń.
Jedynymi wyjątkami są Irlandia z dzietnością 1,9 oraz Cypr utrzymujący stabilność dzięki młodej strukturze wiekowej mimo dzietności 1,3. Pozostałe 25 krajów UE to demograficzne ruiny w budowie.
Niemcy, Włochy, Hiszpania, Francja – wszędzie rodzi się mniej dzieci niż potrzeba do utrzymania populacji. Polscy millenialsi mogą emigrować, ale trafią z deszczu pod rynnę. Problem jest ogólnoeuropejski i nie ma od niego ucieczki.
Inwestycje w przyszłość bez gwarancji
Wobec demograficznej zimy millenialsi muszą przewartościować swoje podejście do przyszłości. Tradycyjne planowanie emerytalne oparte na państwowych gwarancjach przestaje działać. Konieczne stają się alternatywne źródła dochodu: inwestycje, nieruchomości na wynajem, własna działalność.
Równie ważne jest inwestowanie w zdrowie. Prywatna opieka medyczna może stać się jedyną realną opcją dla starzejącego się społeczeństwa. Profilaktyka, regularne badania i dbanie o kondycję fizyczną to inwestycja w przyszłość, która może okazać się kluczowa.
Millenialsi stoją przed wyborem: albo przygotują się na demograficzną rzeczywistość, albo zostaną jej ofiarami. Czas na działanie się kończy, a konsekwencje niskich decyzji rozrodczych z poprzednich dekad są już nieodwracalne.
Pokolenie, które miało być najbardziej wykształcone i zamożne w historii Polski, może skończyć jako pierwsze od pokoleń, które będzie miało gorsze życie na emeryturze niż ich rodzice. Demografia wydała już wyrok – pozostaje tylko jego wykonanie.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.