Chaos z bonem ciepłowniczym. Gminy ostrzegają: zapłacimy za błędy rządu
Rusza program bonu ciepłowniczego, ale zamiast spokoju szykuje się nowy spór między rządem a samorządami. Gminy alarmują, że ustawa została przygotowana w pośpiechu i nie przewiduje wynagrodzenia za tysiące decyzji odmownych, które będą musiały wydawać. Rząd obiecuje poprawki, ale czasu jest coraz mniej — wnioski mieszkańcy mogą składać już od poniedziałku.

Fot. Shutterstock
Spór o bon ciepłowniczy. Samorządy ostrzegają: „To rządowy bubel, a płacić mamy my”
W poniedziałek rusza nabór wniosków o bon ciepłowniczy, ale zamiast spokojnego startu programu szykuje się konflikt między rządem a samorządami. Włodarze gmin alarmują, że ustawa została przygotowana w pośpiechu, bez konsultacji, a jej zapisy mogą doprowadzić do absurdalnej sytuacji — gminy będą ponosić koszty obsługi tysięcy wniosków, z których większość i tak zostanie odrzucona.
Samorządy ostrzegają: „Nie skonsultowano z nami niczego”
Bon ciepłowniczy miał być pomocą dla gospodarstw domowych podłączonych do ciepła systemowego, które najbardziej odczuwają wzrost kosztów ogrzewania. Jednak, jak twierdzą przedstawiciele samorządów, sposób wprowadzenia programu to przepis na chaos.
– Rząd nie skonsultował ustawy z Komisją Wspólną Rządu i Samorządu, przez co w przepisach znalazł się poważny błąd – mówi Marek Wójcik, sekretarz strony samorządowej KWRiST. – Mamy otrzymać 3 proc. wynagrodzenia od wypłaconych bonów, ale tylko tych przyznanych. A decyzji negatywnych będzie wielokrotnie więcej, za które nie dostaniemy ani złotówki – dodaje.
W praktyce oznacza to, że samorządy będą musiały finansować z własnych środków obsługę wniosków, które z góry wiadomo, że zostaną odrzucone. Problem potęguje fakt, że ustawa nakazuje wydanie formalnej decyzji administracyjnej nawet w przypadku odmowy.
Kryteria, które wykluczają większość mieszkańców
Jak wskazują włodarze, z programu nie skorzystają tysiące rodzin, bo kryteria przyznawania bonu są zbyt restrykcyjne. Aby otrzymać wsparcie, trzeba spełnić trzy warunki:
– mieć dostęp do ciepła systemowego,
– płacić co najmniej 170 zł za gigadżul,
– i nie przekroczyć określonego progu dochodowego (3272 zł dla singla, 2454 zł na osobę w rodzinie).
W wielu miastach niemal nikt nie spełni tych wymogów. W Krakowie odpadnie nawet 90 proc. mieszkańców, a w Łodzi z 600 tys. osób kwalifikować się może zaledwie tysiąc.
– W efekcie wnioski będą składane „na próbę”, a urzędy tonąć w papierach. Trzeba będzie zatrudniać ludzi, drukować decyzje, odpowiadać na odwołania, a to wszystko bez pokrycia kosztów – komentują samorządowcy.
Ministerstwo przyznaje: program pisany na szybko
Resort energii nie zaprzecza, że konstrukcja bonu ciepłowniczego była wzorowana na wcześniejszym bonie energetycznym, który obejmował znacznie większą grupę odbiorców. Wówczas program działał bez większych problemów, bo niemal każda gmina miała beneficjentów. Tym razem może być inaczej.
– Zasady programu opracowano tak, by wsparcie trafiało do najbardziej potrzebujących gospodarstw – tłumaczy minister energii Miłosz Motyka. Jednocześnie przyznaje, że resort „analizuje różne scenariusze” i rozważa zmiany, które miałyby odciążyć samorządy.
Na stole leżą dwa rozwiązania:
- przyznanie ryczałtu również za decyzje odmowne,
- rezygnacja z obowiązku wydawania decyzji administracyjnych i zastąpienie ich prostą informacją o braku spełnienia warunków.
Obie opcje wymagają jednak zmian prawnych, a czasu jest bardzo mało.
Czasu coraz mniej
Od poniedziałku rusza przyjmowanie wniosków, które potrwa do połowy grudnia. Bon przysługuje za sezon grzewczy 2025/2026 i będzie wypłacany w trzech wysokościach:
– 500 zł – przy cenie ciepła od 170 do 200 zł/GJ,
– 1000 zł – gdy cena wynosi między 200 a 230 zł/GJ,
– 1750 zł – jeśli przekroczy 230 zł/GJ.
W przyszłym roku planowana jest nowa tura naboru, a kwoty mają wzrosnąć nawet do 3500 zł. Cały koszt programu wyliczono na 885 mln zł, z czego 25,8 mln zł to środki na obsługę przez samorządy.
Rząd w ogniu krytyki
– Zadanie jest rządowe, a my jesteśmy tylko wykonawcami. Żądamy uczciwej zapłaty za pracę, inaczej program stanie się kolejnym przykładem przerzucania obowiązków na gminy – mówi Marek Wójcik.
Samorządy oczekują szybkich decyzji, bo urzędy muszą dostosować systemy informatyczne, zatrudnić ludzi i przygotować się na tysiące wniosków. Jeśli zmian nie będzie, rząd może stanąć w obliczu kolejnego kryzysu w relacjach z samorządami — tym razem z powodu bonu, który miał ogrzać, a zamiast tego rozgrzewa emocje do czerwoności.

Kocham Warszawę, podróże i gastronomię i to właśnie o nich najczęściej piszę.