Czy twoje dziecko odda telefon przed lekcją? Zakaz smartfonów w szkołach coraz bliżej
Ministerstwo Edukacji Narodowej przygotowuje regulacje które miały dać dyrektorom szkół mocniejsze narzędzie do wprowadzania zakazu używania telefonów przez uczniów, a pierwotnie miały wejść w życie jeszcze w trakcie roku szkolnego 2025 i 2026, jednak projekt utknął gdzieś między gabinetami a komisjami sejmowymi. Równolegle trwają prace nad poselskim projektem całkowitego zakazu w szkołach podstawowych zgłoszonym przez klub parlamentarny Polski 2050, który w konsultacjach społecznych poparło według dostępnych danych aż 84 procent uczestników, co pokazuje skalę frustracji rodziców i nauczycieli wobec narastającego problemu dzieci przyklejonych do ekranów.

Fot. Warszawa w Pigułce
Tymczasem polska młodzież spędza prawie 5 godzin dziennie w Internecie według raportu instytutu NASK, a 93 procent badanych robi to właśnie przez telefony komórkowe, podczas gdy połowa Europy już dawno podjęła decyzję i wprowadziła surowe zakazy, a Portugalia właśnie ogłosiła rozszerzenie swojego zakazu na wszystkie typy szkół od roku 2026 i 2027. Polskie szkoły stoją w miejscu nie wiedząc czy czekać na ustawę z góry, czy wprowadzać własne regulaminy które i tak obowiązują już w ponad 50 procentach placówek, a rodzice uczniów dzielą się na tych którzy chcą całkowitego zakazu i tych którzy obawiają się że nie będą mogli skontaktować się z dzieckiem w nagłej sytuacji, podczas gdy nauczyciele marzą o wyraźnym umocowaniu prawnym bo obecne regulaminy szkolne są łatwe do podważenia i mało skuteczne.
Dlaczego wszyscy mówią o francuskim modelu ale nikt nie wie co to znaczy
Określenie model francuski pojawia się w każdej dyskusji o zakazie smartfonów w szkołach, ale w praktyce nikt nie wie dokładnie jak miałoby to wyglądać w Polsce. Francja rzeczywiście wprowadziła zakaz który obejmuje nie tylko czas lekcji ale też przerwy, a telefon musi być wyłączony i schowany przez cały pobyt w szkole z wyjątkiem sytuacji zdrowotnych lub edukacyjnych wyraźnie określonych przez nauczyciela. Minister oświaty Fernando Alexandre z Portugalii podczas lizbońskiej konferencji Web Summit wprost powiedział że wcześniejsze tolerowanie używania przez dzieci w szkołach smartfonów było błędną polityką edukacyjną, a teraz Portugalia rozszerza zakaz który już obowiązuje w podstawówkach na wszystkie szkoły średnie.
Problem polega na tym że w Polsce dyskusja zaczyna się od zakazu a nie od tego co ma się wydarzyć zamiast wyjmowania telefonu z plecaka podczas przerwy. Pedagodzy i psychologowie alarmują że wszechobecne telefony negatywnie wpływają na koncentrację uczniów, utrudniają prowadzenie zajęć i napędzają rosnące problemy psychiczne młodzieży związane z nadmiernym korzystaniem z ekranów i presją w mediach społecznościowych. Smartfony w szkołach to także narzędzie cyberprzemocy, nagrywania upokarzających sytuacji i eskalacji konfliktów które przenoszą się natychmiast do sieci zamiast pozostać w klasie gdzie można je jakoś rozwiązać.
Ministra edukacji Barbara Nowacka zapowiadała że ustawa o Rzeczniku Praw Ucznia zwiększy możliwości szkół w sprawie telefonów i trafi na komitet stały Rady Ministrów, podkreślając jednocześnie że zakazy przyjęte w ramach szkół po konsultacjach z rodzicami i uczniami sprawdzają się lepiej niż nakazy narzucone odgórnie. Wiceministra edukacji Katarzyna Lubnauer tłumaczyła że dyrektorzy szkół często mówią że gdyby mieli mocne umocowanie ustawowe pozwalające na wprowadzenie pełnego zakazu korzystania z telefonów to bardzo by im to ułatwiło życie, bo obecne zapisy w statutach są łatwe do podważenia przez rodziców powołujących się na bezpieczeństwo dziecka i konieczność kontaktu.
Trzy scenariusze które mogą się wydarzyć w twojej szkole
Jeśli przepisy faktycznie wejdą w życie, polskie szkoły mogą wybrać jeden z kilku wariantów egzekwowania zakazu, a każdy niesie inne konsekwencje praktyczne. Wariant pierwszy to zakaz używania ale nie posiadania, gdzie uczeń może mieć telefon w plecaku ale nie może go włączać ani dotykać na terenie szkoły poza wyjątkami określonymi w statucie. To rozwiązanie minimalizuje konflikty związane z fizycznym zabieraniem urządzeń i odpowiedzialnością szkoły za sprzęt, ale jest najmniej skuteczne bo telefon jest blisko i cały czas kusi. Nauczyciele mówią wprost że jak tylko odwrócą się do tablicy słyszą charakterystyczne dźwięki powiadomień, a kontrolowanie czy któryś uczeń nie sprawdza telefonu pod ławką pochłania więcej energii niż prowadzenie lekcji.
Wariant drugi to depozyt, sejfy lub specjalne kieszenie zabezpieczające zwane pouch, gdzie uczniowie odkładają telefony przy wejściu do szkoły lub przed każdą lekcją do zamykanych pojemników albo specjalnych etui które można otworzyć dopiero po wyjściu z budynku. To znacznie zwiększa skuteczność bo telefon jest fizycznie niedostępny, ale generuje ogromne koszty logistyczne i prawne. Kto odpowiada za uszkodzony lub skradziony telefon wart kilka tysięcy złotych, czy szkoła musi ubezpieczać depozyty, co się dzieje gdy uczeń pilnie potrzebuje zadzwonić do rodzica bo źle się poczuł albo autobus nie przyjechał, ile czasu zajmuje zbieranie i wydawanie setek telefonów przed i po zajęciach. Niektóre szkoły eksperymentujące z depozytami przyznają że pierwsze dni przypominały chaos na lotnisku gdzie wszyscy stoją w kolejce żeby odebrać bagaż.
Wariant trzeci to zakaz etapowy gdzie młodsze dzieci mają bardziej rygorystyczne ograniczenia a starszym zostawia się więcej autonomii przy jednoczesnym wzmacnianiu edukacji cyfrowej. W klasach od pierwszej do szóstej obowiązuje całkowity zakaz z wyjątkami zdrowotnymi, a od siódmej klasy uczniowie mogą korzystać z telefonów w określonych strefach podczas przerw albo za zgodą nauczyciela podczas zajęć gdy telefon jest narzędziem edukacyjnym. Taki kompromis brzmi rozsądnie ale rodzi pytanie czy dziewięciolatek faktycznie ma większą podatność na rozproszenia niż trzynastolatek, i czy nie byłoby sprawiedliwiej gdyby zasady były jednolite dla całej szkoły zamiast tworzyć system dwóch prędkości.
Co to oznacza dla ciebie
Jeśli jesteś rodzicem dziecka w szkole podstawowej musisz się przygotować że niezależnie od tego czy ustawa wejdzie w życie czy nie, zakazy smartfonów będą się rozprzestrzeniać bo szkoły nie wytrzymują obecnego chaosu. Ponad połowa placówek już teraz ma jakieś ograniczenia w statutach, a presja społeczna rośnie. Praktycznie oznacza to że musisz rozmawiać z dzieckiem o tym dlaczego nie będzie mogło używać telefonu w szkole, nauczyć go jak skorzystać ze stacjonarnego telefonu w sekretariacie jeśli coś się stanie, i zmienić swoje oczekiwania co do natychmiastowej dostępności dziecka przez cały dzień.
Wielu rodziców obawia się że nie będzie mogło poinformować dziecka o zmianie planów typu dzisiaj odbierze cię babcia, albo sprawdzić czy dziecko dotarło bezpiecznie do domu po lekcjach. Szkoły które już wprowadziły zakazy radzą sobie z tym udostępniając numer do sekretariatu gdzie można zostawić wiadomość dla ucznia, albo wyznaczając opiekunów świetlicy którzy mają telefon służbowy i mogą przekazać pilną informację. To wymaga jednak zaufania i pewnej zmiany nawyków, bo nie będziesz mogła napisać do dziecka że włożyłaś mu drugie śniadanie do czerwonego plecaka a nie do niebieskiego.
Jeśli jesteś nauczycielem nowe przepisy mogą być błogosławieństwem albo przekleństwem zależnie od tego jak zostanie rozwiązana kwestia egzekwowania. Wielu pedagogów mówi że nauczyciel ma ważniejsze rzeczy do roboty niż polowanie na telefony i wdawanie się w konflikty z uczniami czy rodzicami o to że telefon leżał na ławce ale był wyłączony więc czy to jest łamanie zakazu. Potrzebujesz jasnych procedur co robić gdy uczeń łamie zakaz, kto zabiera telefon i na jak długo, czy kontaktujesz się z rodzicami przy pierwszym czy przy trzecim naruszeniu, i jak obsługiwać wyjątki dla uczniów z cukrzycą którzy monitorują glukozę telefonem albo z zaburzeniami lękowymi dla których kontakt z rodzicem jest elementem terapii.
Jeśli jesteś uczniem musisz wiedzieć że niezależnie od twoich protestów zmiana nadchodzi i nie będzie negocjacji w stylu przecież wszyscy mają telefony więc zakaz jest niesprawiedliwy. Wszystkie badania pokazują że młodzież spędza zbyt dużo czasu przyklejona do ekranów kosztem realnych rozmów i aktywności, a szkoła ma być miejscem gdzie uczysz się jak funkcjonować bez stałej stymulacji przez powiadomienia. To nie znaczy że dorośli mają zawsze rację, ale znaczy że przez najbliższe kilka lat będziesz musiał przyzwyczaić się do przeżywania kilku godzin dziennie bez dostępu do internetu, co wcale nie jest koniec świata nawet jeśli teraz tak się wydaje.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zawodowo interesuje się prawem i ekonomią.