„Mój syn został potraktowany, jak śmieć”. Lekarz odmówił przyjęcia niepełnosprawnego dziecka?
Pani Agnieszka na jednym z portali społecznościowych opublikowała poruszającą i szokującą historię z Lux Medu. Pediatra odmówił przyjęcia na wizytę niepełnosprawnego, chorego dziecka mówiąc, że… nie jest obecny w placówce.
Powodem miało być 5 minutowe spóźnienie, spowodowane kolejką do rejestracji. Na lekarza została złożona skarga. Wysłaliśmy zapytanie do Lux Medu w tej sprawie. Czekamy na odpowiedź.
„Chciałabym Wam opowiedzieć, jak w dniu dzisiejszym, w placówce Luxmedu, przy ulicy Szernera 3, mój 4- letni syn został potraktowany przez lekarza, niejakiego Marka (nazwisko znane redakcji), jak śmieć. Podobno lekarze, z założenia mają ratować ludzkie życie, rzeczony lekarz, zwany pediatrą, przyjmujący w gabinecie dla dzieci chorych, życie i zdrowie mojego dziecka miał głęboko w dupie. Mój syn jest niepełnosprawny, aczkolwiek wydaje mi się, że w tej sytuacji niewiele ma to do rzeczy, ponieważ każdy, kto przychodzi do lekarza, jest po prostu chory i należy mu się pomoc niezależnie od tego czy jest sprawny czy niepełnosprawny, bo nikt do lekarza nie chodzi dla przyjemności czy widzimisię, ale dlatego że jest chory.
Tak więć miałam umówioną wizytę dla Bartka na 19.45. Dokładnie o tej porze przekroczyłam z Bartkiem na rękach próg placówki. Okazało się, że przede mną do rejstracji czekają niestety trzy osoby. Dwie minuty po tym, stojąc w kolejce zauważyłam, jak jakiś lekarz, wychodzi z gabinetu i zamyka go na klucz. Ponieważ była to nasza pierwsza wiztyta u tego lekarza (stan Bartka pogarszał się i umówiłam wizytę do pierwszego lekarza, do którego był wolny termin), to nie wiedziałam, że jest to „nasz” lekarz. Podeszłam do rejestracji dokładnie o 19.49, pracownik powiedział – o własnie, doktor w tej chwili zamknął gabinet i właśnie przechodził, już biegnę powiedzieć, że pani jest. Lekarz był w pomieszczeniu obok rejestracji. Po chwili pracownik wyszedł bardzo zmieszany i wydusił z siebie, że niestety lekarz jest już nieobecny w placówce. Pytam, jak to, przecież pan z nim właśnie rozmawiał, po tym, jak lekarz wszedł do tamtego pomieszczenia. Czas mojej wizyty właśnie trwa, jest 19.50, lekarz ma przeznaczone 15 minut na pacjenta, mamy jeszcze 10 minut wizyty. Przyszłam z chorym dzieckiem na wizytę, teraz wlasnie powinna trwać. Pracownik wraca do lekarza. Wychodzi i znowu powtarza, że lekarz opuścił placówkę. Po prostu robią ze mnie idiotkę, nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, puszczają mi nerwy, mówię, że nie wyjdę stąd, dopóki lekarz mnie nie przyjmie, przyszłam z chorym dzieckiem, które na dodatek jest niepełnosprawne, po prostu stąd nie wyjdę, niech wzywają w takim razie lekarza z zewnątrz. Pracownik po raz trzeci idzie do lekarza, KTÓREGO NIE MA JUŻ W PLACÓWCE I ROZMAWIA Z NIM TWARZĄ W TWARZ, wraca i mówi, że lekarza nie ma w placówce!!!
Proponuje, że sprawdzą, czy jest jakieś wolne miejsce w placówce przy 1-go Sierpnia. Pytam, czy zupełnie zwariowali, mam wozić chore, wymęczone i osłabione dziecko na drugi koniec Warszawy, mimo że czas mojej wizyty jeszcze nie dobiegł końca, a lekarz stoi za ścianą trzy metry ode mnie. Pracownik proponuje, żebym poszła piętro wyżej do kierownika medycznego opowiedzieć o sprawie. Ja,w amoku, zamiast trzeźwo pomyśleć i powiedzieć, żeby sam to załatwił, lecę z Bartkiem na rękach pięro wyżej (w tym czasie doktorek zapewne rzeczywiście opuszcza placówkę), patrzę – gabinet ginekologiczny, w którym na dodatek jest pacjentka, a kolejna, w zaawansowanej ciąży czeka w kolejce).
Co mi to da, że wykrzyczę, że chamstwo, bezczelność, że sobie nie życzę, jak mi tu Bartek ledwo dycha na rękach i nie wiem, co dalej robić. Schodzę na dół, proszę, żeby wezwali mi w takim razie lekarza do domu. Jest dwoje pracowników rejestracji, przepraszają mnie, zupełnie nie rozumieją dlaczego się tak zachował, powiedzieli, że sami złożyli już na niego skargę i mają nadzieję, że będą wyciągnięte konsekwencje wobec niego. Ja też złożyłam skargę. I co z tego? Stan małego dziecka może pogorszyć się z minuty na minutę. Przy silnej infekcji może dojść nawet do niewydolności oddechowej.
Ten lekarz, który był za ścianą trzy metry od nas, zdawał sobie z tego sprawę. Co sobie myślał, mowiąc cynicznie do pracownika, że ma mi przekazać, że już go nie ma? Np. a zdychaj tam sobie mały kaleko, razem z tą matką wariatką, która tam zaraz ze…ra się ze złości? Wyszedł z uśmiechem na ustach, myśląc sobie, a to im pokazałem, kim są i gdzie ich miejsce w szeregu? Myślę, że tak.
Marek Sz., rodzice omijajcie go z daleka. To na pewno ostatni lekarz, ktorej leży na sercu dobro małego pacjenta”.
[AKTUALIZACJA] Lux Med odpowiedział na naszego maila. Oto pełna treść oświadczenia:
„Jest nam niezmiernie przykro z powodu wszystkich nieprzyjemności, na które została narażona Mama naszego Pacjenta w związku z niedopuszczalnym zachowaniem lekarza. Sytuacja przez nią opisana oczywiście nie powinna mieć miejsca – stoi w rażącej sprzeczności z etyką lekarską i standardami obsługi Pacjentów w Grupie LUX MED.
W reakcji na reklamację Mamy Pacjenta i zgłoszenie w tej sprawie, dokonane bezpośrednio po zdarzeniu przez pracowników naszej recepcji, lekarz został zawieszony w pełnieniu obowiązków. Po drobiazgowym zbadaniu wszystkich okoliczności i analizie dokumentacji medycznej podejmiemy decyzję w sprawie dalszych konsekwencji służbowych.
Chciałabym jednocześnie podkreślić, że Pacjentowi została niezwłocznie zapewniona wizyta domowa, w trakcie której udzielono mu pomocy medycznej.
dr n. med. Agnieszka Motyl,
Członek Zarządu LUX MED ds. Operacyjnych”
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.