Błagała pogotowie o pomoc. Nie chcieli wysłać karetki. Gdyby nie ochroniarz wykrwawiłaby się na śmierć
21-letnia studentka z Ukrainy poczuła się źle i wezwała pogotowie. Dyspozytorka słysząc jej wschodni akcent zażądała nr PESEL i przekierowywała rozmowę. Do tragedii nie doszło tylko dzięki ochroniarzowi, który powtórnie zadzwonił do szpitala.
Zdarzenie opisała „Gazeta Wyborcza”. Margarita, która studiuje na Wyższej Szkole Viamoda w Warszawie poczuła się bardzo źle 18 marca. Zadzwoniła na pogotowie. Dyspozytorka zaczęła wypytywać o nr PESEL. Kiedy usłyszała, że 21-latka jest z Ukrainy i ma kartę czasowego pobytu przełączyła rozmowę.
W tym czasie stan kobiety znacznie się pogorszył i zadeklarowała, że pokryje wszystkie koszty zwiazane z leczeniem. Karetki nie wysłano, bo podobno dziewczyna nie mogła sprecyzować, gdzie dokładnie znajduje się ból. Po kilku omdleniach dopiero po półgodzinie zdołała zejśc do ochrony bloku. Ochroniarz widząc ją natychmiast wezwał pogotowie.
Okazało się, że kobieta ma pękniety jajnik i musiała natychmiast być operowana. Straciła dwa litry krwi. Na oddziale spędziła 5 dni i wystawiono jej rachunekj na 5,7 tys. zł. Na jej nieszczęściej prywatne ubezpiecznie w PZU wygasło i nie zdążyłą go jeszcze odnowić.
Pytany przez dziennikarzy „Wyborczej” pracownik sekretariatu ze szpitala w Solcu mówi, że nie ma mowy o żadnej dyskryminacji jeśli chodzi o pochodzenie. Nie wyjaśnił jednak czemu nie wysłano karetki i dlaczego dyspozytorka pytała o PESEL.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.