„Cukierek albo psikus”. Wyjątkowo złośliwe psikusy na Halloween, które zdarzyły się naszym Czytelnikom
Kilku Czytelników napisało do nas z prośbą o nagłośnienie wyjątkowo nieeleganckich lub wręcz złośliwych psikusów jakimi uraczyli ich uczestnicy Halloween w przypadku odmówienia obdarowania ich cukierkami. Wybraliśmy trzy wyjątkowo wredne żarty.
„Wszyscy mówią o tym, że halloween nie przeszkadza w obchodach Wszystkich Świętych więc i ja dorzucę cegiełkę” – pisze Pani Martyna – „Na początku zaznaczę, że ogólnie nie przeszkadzało mi to, jako, że i w mojej rodzinie chrześnica latała po domach w poszukiwaniu cukierków, a ja jako makijażystka nawet robiłam jej odpowiednią charakteryzację. Dwa lata temu przyszli do mnie przebierańcy. Na moje oko to były stare konie około 30-tki. Jako, że nie będę dokarmiała dorosłych odpowiedziałam, że cukierki zachowam dla maluchów. Odpowiedzieli mi więc, że zgodnie z tradycją zrobią mi psikusa. Zamknęłam więc drzwi i nie przejmując się poszła się zdrzemnąć. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Tym razem były to dzieci. Jako, że w moim bloku otwiera się drzwi podwójnie (jest zamontowana krata) chciałam wyjść do „potworków” z cukierkami i… wdepnęłam w coś. Okazało się, że na mojej wycieraczce znalazła się… ludzka kupa. Jakimś cudem poprzedni biesiadnicy musieli wejść za kratę i narżnąć mi na wycieraczkę. Ręce opadają” – podsumowuje Pani Martyna.
„Nie lubię halloween, dlatego nigdy nie kupuję cukierków. Uważam, że każdy może przezywać ten czas, jak chce, a ja wolę go spędzać w gronie rodziny na cmentarzu” – oświadcza nam w liście jeden z Czytelników, który woli nie podawać swoich danych – „W tamtym roku padłem jednak ofiarą wyjątkowo niefajnego, chamskiego i raczej obrzydliwego żartu, kiedy odmówiłem wydania cukierków. Generalnie za pół godziny po pierwszej odmowie ktoś zadzwonił ponownie. Za drzwiami nikogo nie było (przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy patrzyłem przez wizjer). Kiedy otworzyłem drzwi, żeby się upewnić, ktoś wrzucił mi do mieszkania niewielkiej wielkości plastikowe pudełko i uciekł. Jak się okazało w otworzonym już pudełku były prusaki, najpewniej kupione w zoologicznym, które rozpełzły się po całym mieszkaniu. Walczyłem z nimi dobre pół roku robiąc raz za razem dezynsekcje, a nawet i teraz jeszcze się zdarzają” – wyznaje nam Czytelnik.
Pan Damian natomiast w krótkim liście wyznaje nam, że „halołingi”, jak nazywa poprzebieranych dorosłych, którzy chcieli od niego cukierków „dopadli” go w chwili, kiedy wychodził z samochodu do apteki. Odparł, że cukierków nie ma przy sobie. W odpowiedzi usłyszał, że zrobią mu psikusa:
„Nie spodziewałem się jednak, że psikusem będzie męskie przyrodzenie wymalowane jakimś śmierdzącym gów***m na masce mojego samochodu. Nie była to jednak kupa, bo zmywałem toto dobre trzy godziny i w niektórych miejscach przeżarło mi karoserię!”
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.