Krótka relacja ze Święta Niepodległości
Święto Niepodległości jest w Polsce obchodzone hucznie i wybuchowo. Szczególnie jeżeli chodzi o tęczę i wozy TVN-u. Podobno Polacy potrafią jednak zjednoczyć się, kiedy walczą o wspólną sprawę. Dlatego organizatorzy zarówno prezydenckiego, jak i narodowego marszu mieli nadzieję, że tym razem obejdzie się bez żadych niespodzianek. Czy wyszło? Niezupełnie.
Przedstawiciele Warszawy w Pigułce tłumnie (czytaj: dwuosobowo) odwiedzili Centrum Stolicy. Marsz Prezydencki odbył się właściwie bez zakłóceń. Jedyne zastrzeżenia mieliśmy właściwie tylko do ochrony głowy państwa, który ochraniany nie był. Agenci BOR, okazali się niezłymi maratończykami, którzy szybko wyprzedzili prezydencką parę, ochraniając go z daleka. Nie było żadnego problemu z dostaniem się bokiem, nie było nawet żadnych barierek. Rozumiemy, że Polska to nie USA i na naszego włodarza nie czyha żaden zamaskowany kozak, jednak poza sympatykami, na marszu byli obecni również i przeciwnicy prezydenta. Ci ostatni – jak pokazuje historia – są niezłymi jajcarzami, a taka wielkanocna niespodzianka mogła spaść na głowę (dosłownie) państwa niemalże z każdej strony.
Po odbyciu pochodu wróciliśmy do domu, aby tam, przed telewizorem, z popcornem w ręku poczekać na ognisko na Placu Zbawiciela. Ogniska nie było, jednak i tym razem, zamaskowani (przecież nocami jest zimno – stąd maski i koktajle mołotowa) rozbójnicy zaczęli hecę na moście Poniatowskiego. Policja nie mogła więc pozwolić, aby uczestniczącym w rozróbie jegomościom było zimno i postanowili – używając armatek wodnych, broni gładkolufowej oraz jednostek konnych – nieco rozgrzać i rozruszać zziębnięty tłum. Trzeba jednak przyznać, że nie byli to uczestnicy marszu niepodległości, a jedynie miłośnicy filmów z Brucem Lee, którzy postanowili sprawdzić swoją taktykę bojowa na długo przed przybyciem na miejsce narodowców.
W chwili, gdy to piszemy syreny policyjne już ucichły, podobnie, jak nasz telewizor, który zarzucił focha na brak fajerwerków na Placu Zbawiciela i odmówił posłuszeństwa. Już zupełnie na poważnie trzeba przyznać organizatorom marszów rację: Polacy potrafią się zjednoczyć. Zapewne więc jutro wszyscy solidarnie potępią chuligańskie wybryki.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.