Masz chrapkę na drona? Słono zapłacisz!
Fot. Pixabay
Na YouTube po wpisaniu hasła „Warszawa” wyskakuje na mnóstwo filmów kręconych z drona. Nic dziwnego – te małe urządzenia za stosunkowo niewielką kwotę pozwalają nam nakręcić filmy, które do tej pory pozostawały jedynie w zasięgu dużych stacji telewizyjnych wyposażonych w helikopter z mocnym obiektywem. Jeżeli macie zamiar kupić drona, lepiej rozbić świnkę skarbonkę już teraz, bo niedługo za same pozwolenia zapłacicie dwukrotnie więcej.
Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, w porozumieniu z Urzędem Lotnictwa Cywilnego, opracowuje nowe przepisy dotyczące użycia dronów. W teorii mają poprawić bezpieczeństwo, w praktyce, poprawią budżet:
„Obowiązkowe będzie odbycie kursu obsługi, podobnie jak ma to miejsce w przypadku kursu na prawo jazdy. Koszt szkolenia w zależności od zastosowania drona to 2–12 tys. zł oraz egzamin – 200 zł. Użytkownicy dronów zostaną także podzieleni na dwie kategorie: amatorzy i profesjonaliści” – czytamy w tygodniku Polityka.
W świetle nowych przepisów profesjonalista to osoba, która steruje dronem, będąc od niego w odległości przekraczającej 150 metrów w pionie i 500 m w poziomie. Oczywiście amator od profesjonalisty różni się także tym, ze ten drugi zarabia na używaniu drona. Nieważne czy jesteście więc, drogi czytelniku, vlogerem pokroju Wardęgi, którego wejścia na vloga można liczyć w milionach czy dopiero zaczynasz swoją przygodę z vlogami i pomału ciułasz z reklam na nową kamerę, płacić musisz.
Tygodnik „Polityka” informuje, że nowe przepisy zaczną obowiązywać od połowy tego roku i nakłada na sprzedawców dronów obowiązek informowania klientów o zmianie przepisów. My natomiast zastanawiamy się na zasadą „lex retro non agit”, a więc, że prawo nie działa wstecz. Co z ludźmi, którzy do tej pory korzystali już z dronów? Czy oni też będą musieli wyrobić zezwolenie?
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.