Miał zniknąć podatek Belki, a wchodzi nowa danina. Rząd szykuje „pułapkę”, w której zapłacisz nawet przy stracie
Wielu Polaków czekało na ten moment z nadzieją. Likwidacja podatku od zysków kapitałowych, znana jako „zniesienie podatku Belki”, była jedną z głośniejszych obietnic wyborczych. Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna. Zamiast prostego zwolnienia z opłat, Ministerstwo Finansów proponuje skomplikowany mechanizm Osobistych Kont Inwestycyjnych (OKI). Analiza projektu ujawnia szokujący szczegół: w nowym systemie możesz zapłacić podatek od swoich oszczędności, nawet jeśli twoje inwestycje przyniosą stratę. Czy to koniec marzeń o bezpiecznym pomnażaniu kapitału bez haraczu dla państwa?

Zdjęcie poglądowe. Fot. Warszawa w Pigułce
Projekt Osobistych Kont Inwestycyjnych (OKI) miał być rewolucją, która zachęci Polaków do wyciągnięcia pieniędzy ze skarpet i nisko oprocentowanych lokat. Zamiast tego, na stole pojawiła się propozycja, która przez analityków rynku finansowego określana jest mianem biurokratycznego koszmaru. Co gorsza, konstrukcja nowych przepisów wydaje się faworyzować wyłącznie wąską grupę inwestorów giełdowych, rzucając kłody pod nogi przeciętnemu Kowalskiemu, który chce po prostu uchronić swoje oszczędności przed inflacją.
To nie jest likwidacja podatku Belki. To zamiana zasad gry
Przez lata mechanizm był prosty, choć bolesny: zarobiłeś na lokacie lub akcjach? Oddajesz państwu 19 proc. zysku. Nowa propozycja wywraca ten stolik, ale niekoniecznie na korzyść obywatela. Rząd, zamiast całkowicie znieść podatek dla inwestycji długoterminowych, wprowadza limity i podziały, które dla laika mogą okazać się nie do przebrnięcia.
Głównym założeniem OKI jest zwolnienie z podatku, ale tylko do pewnych kwot. I tu pojawia się pierwszy, kluczowy problem. Limit zwolnienia podzielono na dwie kategorie:
- Limit ogólny: 100 000 zł dla wszystkich aktywów zgromadzonych na koncie (akcje, obligacje, fundusze).
- Limit dla bezpiecznych oszczędności: zaledwie 25 000 zł dla depozytów bankowych czy najbezpieczniejszych obligacji.
Co to oznacza w praktyce? Jeśli trzymasz pieniądze na lokacie, ulga podatkowa obejmie tylko drobny wycinek Twoich oszczędności. Ministerstwo Finansów wysyła jasny sygnał: jeśli chcesz uniknąć podatku od większych kwot, musisz zaryzykować i wejść na giełdę. Dla milionów Polaków, którzy cenią bezpieczeństwo kapitału ponad wszystko, jest to wiadomość fatalna. Preferencje podatkowe zostały skonstruowane tak, by „wypychać” oszczędzających z bezpiecznych banków w objęcia bardziej ryzykownego rynku kapitałowego.
Podatek od straty? Absurdalny mechanizm nowej daniny
Największe kontrowersje budzi jednak to, co dzieje się po przekroczeniu wspomnianego limitu 100 tysięcy złotych. W obecnym systemie (podatek Belki), podatek płacisz tylko wtedy, gdy osiągniesz zysk. Jeśli Twoje akcje stracą na wartości, nie płacisz ani grosza, a stratę możesz w przyszłości odliczyć.
W ramach OKI zasada ta przestaje obowiązywać. Projekt wprowadza nową konstrukcję: podatek od wartości aktywów. Stawka ma wynosić 19 proc. stopy referencyjnej NBP (co przy obecnych warunkach dawałoby około 0,85 proc. wartości całego portfela rocznie). Kluczowe jest tu słowo „wartość”.
Oznacza to scenariusz, który do tej pory wydawał się niemożliwy w polskim systemie podatkowym. Wyobraź sobie, że wpłaciłeś na OKI kwotę przewyższającą limit. Rynek się załamał, giełda spadła, a Twoje inwestycje są na minusie. Straciłeś część kapitału. Mimo to, nadal musisz zapłacić podatek od zgromadzonych środków powyżej limitu, ponieważ danina naliczana jest od samego posiadania aktywów, a nie od wypracowanego zysku.
To precedens, który sprawia, że inwestowanie staje się jeszcze bardziej ryzykowne. Zamiast zachęty, otrzymujemy mechanizm karzący za samo posiadanie oszczędności w określonej formie, niezależnie od koniunktury rynkowej.
Skomplikowana pułapka na „Kowalskiego”
Analiza propozycji legislacyjnej wskazuje na jeszcze jedno zagrożenie. Obecnie podatek od lokat bankowych jest „bezobsługowy”. Bank sam go oblicza, pobiera i odprowadza do urzędu skarbowego. Klient otrzymuje zysk netto i nie musi się niczym martwić.
Wprowadzenie Osobistych Kont Inwestycyjnych zdejmuje ten komfort z barków oszczędzających. Skorzystanie z ulgi będzie wymagało od podatnika aktywności, a w wielu przypadkach – samodzielnego rozliczania się z fiskusem w rocznym zeznaniu PIT. Dla osoby, która nie ma wiedzy finansowej, konieczność pilnowania limitów, wyliczania wartości aktywów i wypełniania dodatkowych rubryk w deklaracji podatkowej może być barierą nie do przejścia.
W efekcie, z nowych rozwiązań skorzystają prawdopodobnie tylko ci, którzy i tak już inwestują i mają dużą wiedzę finansową. Przeciętny oszczędzający, widząc stopień skomplikowania OKI, machnie ręką i pozostanie przy starych zasadach, godząc się na dalsze płacenie podatku Belki. Trudno oprzeć się wrażeniu, że system został zaprojektowany tak, by w teorii oferować ulgę, ale w praktyce maksymalnie utrudnić jej uzyskanie zwykłym obywatelom.
Giełda albo nic – ryzykowna gra rządu
Dlaczego rząd promuje ryzyko? Konstrukcja limitów (wysoki dla giełdy, niski dla lokat) ma na celu ożywienie Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Polski parkiet od lat cierpi na brak kapitału i niską płynność. Przekierowanie strumienia pieniędzy z bezpiecznych lokat na rynek akcji mogłoby być dla GPW zbawienne.
Problem polega na tym, że odbywa się to kosztem bezpieczeństwa finansowego gospodarstw domowych. Statystyki pokazują, że Polacy są narodem konserwatywnym w kwestiach finansowych – wolimy pewny, choć mały zysk, niż hazard na giełdzie. Zmuszanie społeczeństwa do inwestowania w instrumenty, których mechanizmów nie rozumieją (akcje, fundusze ETF), tylko po to, by uniknąć podatku, może skończyć się tragicznie. W przypadku krachu giełdowego, nieświadomi nowi inwestorzy mogą stracić oszczędności życia, a nowa konstrukcja podatkowa (danina od aktywów) jeszcze ich „dobije”.
Czy gra jest warta świeczki? Policzmy to
Warto zastanowić się, o jakie kwoty toczy się gra. Przy obecnym oprocentowaniu lokat i uwzględnieniu limitu 25 000 zł dla bezpiecznych aktywów, realna korzyść podatkowa dla przeciętnego oszczędzającego wyniesie około 200–250 złotych rocznie. To równowartość jednych większych zakupów w dyskoncie.
Czy dla takiej kwoty warto zakładać specjalne konto, śledzić limity i ryzykować błędy w PIT? Wiele wskazuje na to, że OKI podzieli los innych rządowych programów oszczędnościowych, które mimo szumnych zapowiedzi, nie zyskały masowej popularności. Z tą różnicą, że tym razem zamiast marchewki, dostajemy kij w postaci skomplikowanego systemu i potencjalnego podatku od straty.
HCU – Co to oznacza dla Ciebie? Twoje finanse w ogniu zmian
Nowe przepisy są w fazie konsultacji, ale kierunek zmian jest jasny. Oto co musisz wiedzieć, by przygotować swój portfel na nadchodzącą rewolucję:
- Nie licz na automatyczny zysk: Jeśli trzymasz pieniądze tylko na lokatach, nowe przepisy dadzą Ci minimalną ulgę. Limit 25 tys. zł to kropla w morzu potrzeb przy dzisiejszych cenach mieszkań czy samochodów.
- Uważaj na „doradców”: Gdy OKI wejdzie w życie, w bankach zaroi się od ofert „optymalizacji podatkowej”. Pracownicy będą namawiać Cię na przeniesienie środków z lokat do funduszy inwestycyjnych, aby wykorzystać wyższy limit (100 tys. zł). Pamiętaj: fundusz inwestycyjny to nie lokata – tu możesz stracić kapitał.
- Przygotuj się na biurokrację: Jeśli zdecydujesz się na OKI, prawdopodobnie będziesz musiał uwzględnić to w swoim rocznym rozliczeniu podatkowym. Błędy mogą kosztować wezwanie do Urzędu Skarbowego.
- Obserwuj stopy procentowe: Nowy podatek (dla kwot powyżej 100 tys. zł) będzie uzależniony od stóp procentowych. Jeśli te wzrosną, wzrośnie też danina, którą będziesz musiał oddać państwu od swoich aktywów.
Zamiast prostego „nie dla podatku”, otrzymujemy skomplikowane „tak, ale…”. Dla większości z nas oznacza to, że marzenie o prostym i zyskownym oszczędzaniu bez dzielenia się z fiskusem, trzeba będzie odłożyć na półkę z bajkami.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.