Pan Andrzej opisuje swoje doświadczenia z testem na koronawirusa w szpitalu zakaźnym
Napisał do nas Pan Andrzej, który opisał swoją historię ze szpitalem na Wolskiej.
Fot. Pixabay
„Dzień dobry.czytam u Państwa relacje o koronawirusie o tym jak to niektórzy mieli ciężko ze zrobieniem testu jak ktoś im robił łaskę.
Opisze swoje przeżycia które są diametralnie inne. Na początku napiszę,że nie byłem za granicą,nie miałem bezpośredniego kontaktu z osobami zarażonymi.od 11.03 miałem suchy kaszel, Stany podgorączkowe wieczorami do 37,5, w dzień temperatura spadała do 36,6. Leczyłem się zgodnie z zaleceniami lekarzy z e-wizyty.leki na kaszel i później przepisany antybiotyk nic nie dały. W niedzielę lekarz z e-wizyty zadecydował, że to trzeba zbadać pod kątem koronawirusa. Zadzwoniłem na izbę przyjęć szpitala zakaźnego na Wolskiej i kazano mi przyjechać.
Na miejscu po wypełnieniu ankiety w jednym namiocie nastąpiło wstępne badanie w drugim namiocie, temperaturę miałem 36,7,w tym czasie nie miałem duszności tylko kaszel. Po opisaniu mojego przypadku pielęgniarka powiedziała, że nie można tego bagatelizować i trzeba zrobić testy. Wszystko szybko i w miłej atmosferze. Zostałem skierowany na oddział, gdzie w izolatce zostałem zbadany przez lekarza, dokładnie odsłuchanie płuc. Dostałem zalecenia co do dalszego leczenia gdyby test wyszedł negatywnie. Pielęgniarka pobrała wymaz i zostałem wysłany do domu. Od momentu e-wizyty i polecenia udania się do szpitala do pobrania wymazu upłynęły 2,5 godziny. Czułem się od początku bezpiecznie, personel spokojny, miły. Na wynik czekałem ok doby. Dostałem mmsem. Na szczęście nie wykryto koronawirusa. Życzę zdrowia”.
Na potwierdzenie swoich słów, Pan Andrzej przesłał nam także dokumenty ze szpitala. Ze względu na dużą ilość danych wrażliwych, nie zdecydowaliśmy się na ich umieszczenie.
Z zawodu językoznawca i tłumacz języka angielskiego. W redakcji od samego początku.