Pan Kamil odpowiada na zarzuty rekruterki
Po przeczytaniu odpowiedzi z firmy [LINK], w której Pan Kamil starał się o pracę, a do spotkania jednak nie doszło, za to skończyło się niemiłą wymianą zdań[LINK], mężczyzna postanowił opisać szerzej całą sytuację.
„Im dalej postępuje ów incydent, tym bardziej jestem zniesmaczony postawą firmy *****. Przedstawienie całej sytuacji portalowi Warszawa w pigułce miało być niczym ćwierćśmieszny żart na zakończenie teleexpressu. Chciałem pokazać szerszemu gronu, jak to mało obyte w kontaktach międzyludzkich osoby są dopuszczane do pracy właśnie z ludźmi. Jak rzeczowo i bez szacunku pracodawcy potrafią podchodzić do kandydatów, gdy tylko okażą się zrezygnować z kandydatury. Nie do pomyślenia jest, że stanowisko firmy w tej sytuacji jest jest oparte za zwykłym kłamstwie. Tak tonący chwyta się brzytwy. Prawda jest taka, że w poniedziałek aplikowałem na stanowisko do firmy (dowód w załączniku). Tego samego dnia ok. 21 dostałem telefon z zaproszeniem na rozmowę (to chyba widać po wiadomości SMS z potwierdzeniem spotkania którą Państwu pokazałem) na następny dzień na godzinę 11:00, lecz ok. 9:00 odwołałem spotkanie. Odwołałem bo przeczytałem o nierzetelności, oszustwach, zaległościach w wypłacanej pensji i przede wszystkim o jej wysokości (która znacząco odbiegała od moich oczekiwań) warszawskiej firmy (tak, warszawskiej. Może i rozmowa kwalifikacyjna w Piasecznie, ale firma zarejestrowana i działająca w Warszawie). Bez żadnych zmian terminów, czy przekładania dni, godzin, nic. Starałem wykazać się asertywnością i nie napisać „odwołuję bo słyszałem że oszukujecie ludzi”. W odpowiedzi na zażalenie do 'góry firmy’, dostałem wiadomość od samego włoskiego 'dyrektora generalnego’. Najpierw wysłał mi bezsensowny, niespójny i kompletnie niezrozumiały bełkot przepuszczony przez translator, a następnie (nagle nauczył się j.polskiego!) już wiadomość zrozumiałą i traktującą o mojej głupocie, niekompetencji, braku kreatywności i wyrazach poparcia dla ich koleżanki z pracy. Z doświadczeniem w sprzedaży w nieruchomościach, bankach i innych 'trudnych’ produktach/usługach uznali mnie za niekompetentnego do sprzedaży makaronu, oleju i ciastek. Ba! Wręcz zwyzywali mnie, jednak dopiero po mojej rezygnacji. Przesyłam Państwu materiały które (mam nadzieję) wystarczająco ukazują, kto mówi prawdę. To tylko pokazuje, że opinie 'omijać tę firmę szerokim łukiem’ mogą nie być bezpodstawne. Chciałbym podziękować Państwa czytelnikom, aktywnie komentującym sprawę. Jestem wdzięczny za zwrócenie uwagi również na mój błąd. Internet ocenił, zrobił to obiektywnie i na pewno wyciągnę z tego lekcję. A pracownikom warszawskiej firmy importującej produkty spożywcze z Italii? Mimo wszystko życzę wszystkiego najlepszego i oferuję cenną radę: kultura i życzliwość zdziałają więcej niż chamówa i obrażanie.”
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.