Poinformował wykładowczynię, że koleżanka ściąga – podzielił studentów SGH
Co do osoby Kamila zdania są podzielone. W trakcie tegorocznej sesji na warszawskiej SGH Kamil zauważył, ze pisząca z nim egzamin koleżanka ściąga, dziewczyna się przyznała i w efekcie opuściła salę z oceną niedostateczną. Sprawa wywołała burzę na portalu społecznościowym, na grupie studentów SGH.
Jedni bronią studenta:
brawo dla Kamila!
Komentarze wielu osób są żałosne. Jeśli ściągający są na SGH po papier, a nie wiedzę to niech kupią sobie dyplom na Koźminie.
Problemem są też nieudolni wykładowcy i wykładowczynie, którzy powszechnie pozwalają ściągać.
„Takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie „
lub:
no tak ale lamusy będą się nad nim pastwić na facebook’u bo tacy twardzi są
Inni mają zgoła odmienne zdanie o zaistniałej sytuacji:
Uczciwość?! Uczciwością jest o prostu pisanie z głowy a nie skarżenie.
Przecież nikt nie mówi o tym, że ściąganie jest czymś dobrym. Ale czy na pewno krzyczenie ,,Psze pani, ona sciąga!” jest lepszym rozwiązaniem? Chyba nie bez powodu przypomina mi się podstawówka i Brzechwa:
,,(…)
– Któż się ciebie o to pyta?
– Nikt. Ja jestem skarżypyta!”
lub:
Konfidenci będą zdjęci.
Jakby nie patrzeć ściąganie jest u nas powszechnie akceptowalne. Przeważają głosy negatywne, choć w krajach zachodnich za ściąganie grozi nie tylko niedostateczny z egzaminu. W większości krajów UE zdarzenie takie kończy się wydaleniem ze studiów, a w Stanach Zjednoczonych można skończyć nawet z „wilczym biletem” z którym student nie podejmie już nauki na żadnej uczelni.
fot. Wikipedia, autor: Beax
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.