Chcę, aby mój syn miał dziadka. Pan Jacek z Wołomina potrzebuje naszej pomocy
Jacek jest moim teściem. Odkąd pamiętam, zawsze wspierał mnie i żonę. Nigdy nikomu nie odmawiał pomocy. Teraz on tej pomocy potrzebuje. Ma raka. Od dwóch i pół roku znosi kolejne operacje i chemioterapie. Ból i złe samopoczucie stało się codziennością, ale walczy. Walczy, bo ma dla kogo. Pół roku temu dostał motywację do walki – został dziadkiem wyczekanego i ukochanego wnusia Ignasia, który jest całym jego światem. LINK do zbiorki: https://www.siepomaga.pl/jacek-pergol
Moja żona wielokrotnie wspominała, swoje dzieciństwo, wyprawy z ojcem na ryby, ogniska nad jeziorem, wspólne dbanie o ogród, to ile cennej wiedzy jej przekazał na temat natury i roślin. Wspólnie marzyliśmy, aby swoimi pasjami zaraził naszego syna. Dziadek jest bardzo ważny w życiu dziecka, jest bohaterem, przyjacielem, uczy świata. Chcę, aby moje dziecko miało dziadka! Bo Ignaś ma tylko jednego dziadka, dziadka Jacka.
Mam na imię Jacek. Mam 57 lat, żonę i razem mamy troje dorosłych już dzieci. Przez 30 lat byłem dla innych. Jako funkcjonariusz Biura Ochrony Rząduchroniłem najważniejsze osoby w naszym państwie oraz delegacje zagraniczne. Gdy w 2013 roku z uwagi na stan zdrowia przeszedłem na emeryturę chciałem być dla nich – moich najbliższych. Miałem wreszcie mieć czas na pasje – wędkarstwo i moją ukochaną działkę, taki nasz prywatny raj na ziemi, z pięknymi roślinami wśród których będziemy spędzali wspólnie czas na przyjemnościach. Sielanka trwała rok…
W lutym 2015 roku zdiagnozowano u mnie raka jelita grubego. Guzy usunięto, ale niestety, mimo dwóch operacji i kolejnych chemioterapii, znaleziono przerzuty na wątrobie. Wierzyłem, że rak to nie wyrok, to diagnoza, z która trzeba się zmierzyć. I choć leczenie nie należy do przyjemnych – operacje, chemioterapia z całym wachlarzem skutków ubocznych – miałem nadzieję, że wygram. Bo byłem zdyscyplinowanym pacjentem, pełnym woli walki.
Jednak w maju 2017 wynik badania rezonansem magnetycznym znów sprowadził mnie na ziemię… Rak powrócił w wątrobie, a dodatkowo umiejscowił się w strukturach krytycznych dla tradycyjnych metod leczenia chirurgicznego – w bezpośrednim sąsiedztwie naczyń krwionośnych krwionośnych. Usłyszałem wtedy po raz pierwszy słowo „nieresekcyjny”. Myślałem, że to koniec. Tak – bałem się. Bałem się, że zostawię małego Ignasia, że osierocę dzieci, że moja żona zostanie sama ze wszystkim, czego nie zdążyliśmy zrobić wspólnie. Bo tyle mieliśmy planów…
Ale po chwili słabości wstałem z kolan. Przecież jeszcze oddycham, przecież czasem zdarza się cud. Zaczęliśmy szukać odpowiedzi na nurtujące nas pytanie, czy naprawdę to już koniec. Po konsultacji z profesorem Tadeuszem Wróblewskim z Kliniki Chirurgii Ogólnej Transplantacyjnej i Wątroby CSK WUM na Banacha w Warszawie dowiedziałem się, że usuniecie guza tradycyjną metodą nie daje gwarancji usunięcia go w całości. I że dla takich pacjentów jak ja jest szansa – metoda NanoKnife polegająca na niszczeniu guzów nowotworowych prądem o wysokim napięciu podawanym bezpośrednio do guza. Niestety ten sposób leczenia nie jest ona refundowany przez NFZ. Katedra i Klinika Chirurgii Ogólnej Transplantacyjnej i Wątroby WUM, dysponuje generatorem IRE, jednak by móc zastosować metodę, koniecznym jest zakup elektrod do NanoKnife, których koszt to 37.000,00 zł.Pomimo wsparcia rodziny kwota ta przekracza moje możliwości, dlatego zwracam się do Państwa o pomoc w zebraniu tej kwoty.
Chce żyć! Chcę dalej opiekować się schorowanymi rodzicami, chcę w dalszym ciągu pomagać dzieciom, chcę być dziadkiem! Mam jeszcze tyle do zrobienia… Przede wszystkim chciałbym, aby pamiętał mnie mój wnuk, a największym marzeniem jest to, żeby kiedyś powiedział: „Dziadziuś mnie tego nauczył…”
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.