Prawdziwy finansowy horror. Polacy mogą potracić całe majątki. Słynny ekonomista przewiduje zbliżający się dramat milionów ludzi
Indeksy biją rekordy, inwestorzy cieszą się z zysków. Ale David Rosenberg – ekonomista, który trafnie przepowiedział krach sprzed 17 lat – mówi wprost: to megabańka, która spektakularnie pęknie. I przestrzega przed gonitwą za tłumem.

Fot. Shutterstock
S&P 500 urósł w tym roku o niewiarygodne 23%. To więcej niż rok wcześniej, kiedy indeks wzrósł o 22%. Na pierwszy rzut oka to idealny moment na wejście na rynek – w końcu wszystko pnie się w górę, a wszyscy wokół zarabiają. Tyle że właśnie teraz pojawiają się najgroźniejsze sygnały ostrzegawcze.
David Rosenberg, założyciel Rosenberg Research, przekonuje, że rynek znajduje się w stanie „megabańki”. To nie jest kolejne ostrzeżenie przypadkowego analityka – Rosenberg ma na koncie przepowiedzenie krachu z 2008 roku, kiedy większość ekspertów zapewniała, że wszystko jest w porządku.
Człowiek, który widział katastrofę, zanim nadeszła
Rosenberg to postać z Wall Street, której ostrzeżeń nie można zbywać machnięciem ręki. W 2008 roku, gdy inne instytucje finansowe zapewniały o stabilności rynku, on jako jeden z nielicznych ekonomistów ostrzegał przed nadchodzącą katastrofą. Miał rację.
Teraz w swoich komentarzach dla klientów pisze bez ogródek: „To matka wszystkich rynków akcji napędzanych przez momentum”. W notatce z 18 października dodał jeszcze dobitniej: „Kiedy ta megabańka pęknie, będzie to spektakularne”.
Jego główny przekaz jest prosty – nie czas teraz na chciwość i pogoń za zyskami. „To nie jest czas na pogoń za momentum lub mentalnością stada” – podkreślił ekonomista. Historia pokazała już wielokrotnie, że ci, którzy kupują akcje na szczycie hossy, najczęściej najboleśniej odczuwają późniejsze spadki.
Trzy czerwone lampki mrugają jednocześnie
Rosenberg wskazuje na trzy kluczowe wskaźniki, które wszystkie jednocześnie pokazują skrajne wartości. W świecie finansów to niemal sygnał alarmowy.
Pierwszy z nich to pozycjonowanie inwestorów. Gospodarstwa domowe w USA mają obecnie ponad 40% swoich aktywów ulokowanych w akcjach. To poziom przekraczający wartości z czasów bańki internetowej na przełomie wieków, która zakończyła się spektakularnym krachem. Wtedy indeks Nasdaq stracił niemal 80% swojej wartości.
Drugi wskaźnik to wyceny rynkowe. Cyklicznie skorygowany wskaźnik ceny do zysków Shillera (CAPE) oraz stosunek wartości rynku do PKB pokazują ekstremalnie wysokie poziomy. Według szacunków Rosenberga S&P 500 znajduje się co najmniej 25% wyżej, niż powinien.
„W ubiegłym roku ceny przewyższały wzrost zysków i gdyby był to klasyczny rajd oparty na zyskach, S&P 500 znajdowałby się w pobliżu 4600, a nie 5751” – wskazywał Rosenberg w komentarzu z 9 października. Od tego czasu indeks wzrósł jeszcze bardziej, do 5864 punktów.
Trzeci element to nastroje inwestorów. Według badania AAII Sentiment Survey aż 45,5% respondentów zadeklarowało optymizm. To wynik znacznie powyżej historycznej średniej wynoszącej 37,5%. Paradoksalnie jednak, prawie połowa z nich przyznaje jednocześnie, że uważa rynek za przewartościowany. Ta sprzeczność pokazuje, jak silna jest presja otoczenia i strach przed przegapieniem zysków.
Zyski spółek nie nadążają za cenami akcji
Problem leży w prostej matematyce. Ceny akcji rosną znacznie szybciej niż zyski firm, które je emitują. To klasyczna sytuacja oderwania wycen od fundamentów.
Jak wskazał Rosenberg, analitycy zaczęli już korygować prognozy zysków na akcję w dół. To zły znak – zwykle dzieje się tak tuż przed większymi spadkami na giełdzie. Firmy przestają spełniać zbyt optymistyczne oczekiwania inwestorów, a ci z kolei zaczynają wycofywać kapitał.
Od wczesnego października S&P 500 urósł jeszcze o ponad 100 punktów. To oznacza, że przepaść między cenami a rzeczywistymi wynikami firm pogłębiła się jeszcze bardziej. Dla Rosenberga to kolejny dowód na to, że rynek żyje własnym życiem, oderwanym od ekonomicznej rzeczywistości.
Recesja tuż za rogiem
Niedźwiedzie poglądy Rosenberga na rynek idą w parze z pesymistycznym spojrzeniem na całą gospodarkę. Według niego USA nieuchronnie zmierzają w kierunku recesji, mimo że ostatnie dane o zatrudnieniu wypadły lepiej niż oczekiwano.
Stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych wykazuje tendencję wzrostową. Liczba nowych miejsc pracy systematycznie spada, podobnie jak liczba nowo zatrudnionych pracowników. To klasyczne sygnały nadchodzącej recesji, choć wiele osób jeszcze ich nie dostrzega.
Rezerwa Federalna we wrześniu rozpoczęła cykl obniżek stóp procentowych, redukując je o 50 punktów bazowych. To próba zapobieżenia dalszemu spowolnieniu gospodarczemu. Problem w tym, że według Rosenberga może być już za późno – gospodarka ugnie się pod ciężarem lat wysokich stóp procentowych.
Nadal nie jest jasne, czy amerykańska gospodarka znajduje się na początku nowego cyklu koniunkturalnego, czy też już zmierza w kierunku recesji. Rosenberg nie ma wątpliwości – jego zdaniem ten drugi scenariusz jest znacznie bardziej prawdopodobny.
Co to oznacza dla ciebie?
Jeśli masz oszczędności ulokowane w akcjach lub funduszach inwestycyjnych, ostrzeżenia Rosenberga dotyczą bezpośrednio ciebie. Historia pokazuje, że w momencie pęknięcia bańki spekulacyjnej inwestorzy tracą nierzadko 50-80% wartości swoich portfeli.
W praktyce oznacza to, że jeśli masz na koncie 100 000 zł zainwestowanych w indeksowe fundusze akcji, w przypadku poważnego krachu możesz stracić nawet 50 000-80 000 zł. To nie są abstrakcyjne liczby – dokładnie tak stało się podczas krachu z 2008 roku i pęknięcia bańki internetowej w 2000 roku.
Szczególnie narażone są osoby, które planują wykorzystać zgromadzone środki w najbliższych latach – na przykład na emeryturę, zakup mieszkania czy studia dzieci. Jeśli krach nastąpi teraz, odrobienie strat może zająć kilka, a nawet kilkanaście lat.
Rosenberg nie radzi natychmiastowego wycofania się z rynku. Zamiast tego proponuje strategię opisaną przez samego J.P. Morgana, jednego z najbogatszych bankierów w historii. „J.P. Morgan powiedział kiedyś, że wzbogacił się, nie kupując w dołkach i sprzedając w szczytach, ale raczej angażując się w środkowe 60% hossy. Ten punkt mamy już za sobą” – cytuje Rosenberg.
Jak chronić swoje pieniądze
Pierwszym krokiem jest uczciwa ocena swojej sytuacji. Jeśli masz 100% oszczędności w akcjach i będziesz ich potrzebować w ciągu najbliższych 2-3 lat, ryzyko może być zbyt duże. Warto rozważyć przeniesienie części środków do bezpieczniejszych aktywów.
Druga kwestia to dywersyfikacja. Nie chodzi tylko o posiadanie akcji różnych spółek, ale o różne klasy aktywów. Obligacje, złoto, nieruchomości – każdy z tych elementów reaguje inaczej w czasie kryzysu i może amortyzować straty z innych inwestycji.
Trzeci element to unikanie pokusy „szybkiego zysku”. Gdy wszyscy wokół mówią o tym, jak łatwo zarabiają na giełdzie, naturalną reakcją jest chęć dołączenia. To jednak najgorszy możliwy moment na wchodzenie na rynek. Historia pokazuje, że największe straty ponoszą ci, którzy kupują akcje w momencie euforii.
Nikt nie wie kiedy, ale wszyscy wiedzą że się stanie
Największym problemem z przewidywaniem krachu jest timing. Rosenberg od kilku lat ostrzega przed recesją i przewartościowaniem rynku. W międzyczasie rynek wzrósł, przewyższając oczekiwania nawet najbardziej optymistycznych strategów z Wall Street.
Gospodarka amerykańska też nieustannie wykazywała odporność pomimo wysokich stóp procentowych, które miały ją osłabić. To sprawia, że niektórzy inwestorzy zaczęli ignorować ostrzeżenia ekonomistów, przekonani że „tym razem będzie inaczej”.
Problem w tym, że w historii finansów te słowa zawsze poprzedzały największe kryzysy. Bańka internetowa pękła. Kryzys subprime (czyli kryzys wywołany przez udzielanie kredytów wysokiego ryzyka) nadszedł. Pytanie nie brzmi „czy”, ale „kiedy”.
Jak wskazuje portal INNPoland.pl, powołując się na dane economictimes.com, wartość akcji S&P 500 dobiła do rekordowo niskiego poziomu we wrześniu 2024 roku w kontekście wskaźników wartości. Zgodnie z poprzednimi raportami akcje mogą pozostać na najniższych poziomach także w kolejnej dekadzie.
Zarządzanie ryzykiem zamiast pogoń za zyskiem
„Zarządzanie pieniędzmi oznacza zawsze ochronę kapitału przy jednoczesnym przechwytywaniu części zysków” – napisał Rosenberg w komentarzu z 18 października. To kluczowa zasada, o której wielu inwestorów zapomina w ferworze hossy.
W praktyce oznacza to, że nie trzeba uczestniczyć w każdym wzroście rynku. Lepiej zarobić 60% tego, co można było zarobić i zachować kapitał, niż gonić za każdym procentem zysku i stracić wszystko w momencie krachu.
Doświadczeni inwestorzy wiedzą, że ochrona kapitału jest równie ważna jak jego pomnażanie. Stracenie 50% portfela wymaga późniejszego zysku 100%, żeby wrócić do punktu wyjścia. Im większa strata, tym trudniej ją odrobić.
Alternatywne głosy i polski rynek
Warto zauważyć, że nie wszyscy podzielają pesymizm Rosenberga. Część analityków wskazuje na solidne fundamenty największych spółek technologicznych, które ciągną cały indeks w górę. Ich zyski faktycznie rosną, choć nie w takim tempie jak ceny akcji.
Polscy inwestorzy mają dodatkową perspektywę. Warszawska giełda w 2024 roku była jednym z najsłabszych rynków na świecie. WIG20 zakończył rok kilkuprocentową stratą, podczas gdy amerykańskie indeksy rosły dwucyfrowo. Jak wskazuje portal Parkiet.com, akcje spółek obecnych na GPW są notowane z rekordowym dyskontem do rynków wschodzących.
Dla części ekspertów to oznacza szansę – jeśli amerykański rynek skoryguje, polski może już być na tyle tani, że spadki będą ograniczone. Inni ostrzegają, że w przypadku globalnego kryzysu polskiej giełdzie będzie jeszcze gorzej.
Lekcja z historii
Każda bańka spekulacyjna w historii kończyła się tym samym – spektakularnym pęknięciem i ogromnymi stratami dla większości inwestorów. Bańka tulipanowa w XVII wieku, bańka akcji kolei w XIX wieku, kryzys 1929 roku, bańka internetowa w 2000 roku, kryzys subprime w 2008 roku.
Za każdym razem przed krachem pojawiały się te same sygnały: ekstremalne wyceny, powszechny optymizm, przekonanie że „tym razem jest inaczej” i eksperci ostrzegający przed katastrofą. Za każdym razem większość inwestorów ignorowała ostrzeżenia, przekonana że sukces będzie trwał wiecznie.
Rosenberg nie jest jedynym ekonomistą, który ostrzega przed nadchodzącym kryzysem. Ale jego historia – trafne przewidzenie krachu z 2008 roku – sprawia, że jego głos warto potraktować poważnie. Nawet jeśli nie ma racji co do dokładnego momentu załamania, jego analiza pokazuje realne zagrożenia obecne na rynku.
Ostateczna decyzja należy do każdego inwestora indywidualnie.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.