Przedziwna historia z tramwaju. „Był Dzień Babci ku***wa, no to pani siedzi”
Na jednaj z grup Pan Marcin Robert Maź opowiedział historię z warszawskiego tramwaju. W roli głównej występują uczynny Pan i starsza Pani, a także młody chłopak. Dziękujemy Panu Marcinowi za możliwość publikacji.

Fot. Warszawa w Pigułce
Wsiadam dzisiaj do tramwaju linii 33 na Rondzie ONZ, ruszamy. Przy drzwiach siedzi mężczyzna z wyraźnym uczuleniem na środki myjące, włosy zmierzwione, twarz zarośnięta, patrzy gdzieś przed siebie wzrokiem tęskniącym za kolejną półlitrówką. Dojechaliśmy do przystanku przy Hali Mirowskiej, gdzie stała powracająca z pobliskiego bazaru typowa warszawska babcia komunikacyjna.
Kurteczka, czapigo z pomponikiem, laseczka i wóz transmisyjny zawierający zaopatrzenie dla kilku afrykańskich wiosek ważący więcej niż ona sama. Dwóch rosłych chłopców z wysiłkiem jej ten wózek wstawiło do pojazdu, babcia tradycyjnie stanęła z nim w drzwiach, żeby utrudnić wymianę pasażerów. Zmierzwiony szybkim ruchem zerwał się z miejsca, złapał kobiecinę pod pachy i z impetem posadził na swoim miejscu. Wózek ktoś jej przysunął, podniosła głowę.
– Pan taki miły i uprzejmy, nie trzeba było, ja tylko trzy przystanki jadę, do Anielewicza. Taki pan miły, od razu widać, że gentleman.
– A tam miły ku***wa, wyj***łaby się pani, łeb rozbiła i tylko byłby kłopot, a ludziom się spieszy.
Kobietę zatkało, ale jeszcze raz podziękowała dodając, że nie trzeba było.
– Wczoraj był Dzień Babci ku***wa, no to pani siedzi, co nie.
Pochylił się nad siedzącym za nią młodzieńcem stukającym w telefon.
– Wstaniesz, czy mam ci usiąść na kolanach, k***wa. Dziś jest Dzień Dziadka i chce mi się siedzieć. Won.
Chłopak wstał, kloszard usiadł. Aż szkoda, że dojechaliśmy do Nowolipek, gdzie musiałem wysiąść. Podróże kształcą.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.