Władza ma problem: nie ma komu pracować w komisjach wyborczych
W referendum tego problemu nie było. Za osiem godzin pracy plus liczenie głosów można było dorobić w weekend nawet 160 zł. Problem w tym, że wtedy wiadomym było, że samo liczenie zajmie niewiele czasu z powodu niskiej frekwencji. Teraz przewiduje się, że nawet ponad połowa warszawiaków pójdzie do urn.
Teoretycznie nabór do komisji powinien zakończyć się w tamtym tygodniu, jednak członków brakuje. Ile można zarobić? Dieta dla przewodniczącego to 200 zł. Jego zastępca zarobi 180 zł, a członek komisji 160 zł – wyjaśnia ratusz w informacji opublikowanej na stronie Urzędu Miasta. Chętnych jest mało, bo i pracy będzie bardzo dużo. Teoretycznie minimum trzech członków komisji powinno być w lokalu wyborczych. Po ośmiu godzinach przychodzą zmiennicy, a na końcu wszyscy stawiają się na liczenie głosów. Tyle teorii. W praktyce czasami członkowie nie przychodzą lub komisja ma ich za mało, zmienników więc nie ma i członkowie siedzą po 16 godzin w lokalu, zostają również na liczenie głosów. Praca może więc równie dobrze trwać nawet cała dobę. Tym bardziej, że – w przeciwieństwie do referendum – liczenia będzie dużo więcej.
Wymogami, które należy spełnić jest zameldowanie lub tymczasowy pobyt w Warszawie i figurowanie na liście wyborców.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.