List do redakcji: „Jeżdżą po chodniku pod prąd. Na ch***rę tam ścieżka?!”
Napisał do nas zbulwersowany Pan Mateusz, który niejednokrotnie o mało co nie został potrącony przez rower na ulicy Dwernickiego. „Po co tam jest ścieżka” – pyta zbulwersowany.
„Piszę do Państwa w sprawie niebezpiecznych zachowań rowerzystów. Zdjęcie pochodzi z ulicy Dwernickiego, ale niejednokrotnie spotykam się z tym w całej Warszawie. Jak widać na załączonym zdjęciu, rowerzysta jedzie pod prąd chodnikiem, chociaż obok ma do dyspozycji swój własny pas, czyli drogę dla rowerów.
Upraszczając: jedzie po chodniku pod prąd stwarzając zagrożenie dla siebie i innych. Na cholerę tam jest ścieżka?! Zlikwidujmy ścieżki i pozwólmy im jeździć i używać dzwonka po chodniku, bo przecież i tak to robią. Przepisy w ogóle nie są egzekwowane. Potem facet zjeżdża na ścieżkę, bo tak jest wygodniej. Zupełna nieznajomość przepisów. Powinny być wreszcie karty rowerowe, bo coraz więcej jest rowerzystów.
Biorą się za hulajnogi, a nie zauważają, że obecne przepisy w zakresie rowerów w ogóle nie są egzekwowane!” – pisze wyraźnie zdenerwowany Pan Mateusz.
Rzeczywiście, przepisy nakazują poruszać się rowerzystom po ścieżce o ile jest ona dostępna. Za brak stosowania się do przepisów grozi mandat. Jeżeli kierowca jednośladu nie ma do dyspozycji wydzielonego pasa, powinien poruszać się po drodze, razem z innymi uczestnikami ruchu. Jeżeli jednak istnieje uzasadnione podejrzenie, że droga jest niebezpieczna, może skorzystać z chodnika. Jak jednak wielokrotnie tłumaczyła policja, rowerzysta może jeździć po chodniku tylko w wyjątkowych sytuacjach i powinien pamiętać, że jest na nim tylko gościem. W razie jakiejkolwiek niebezpiecznej sytuacji, prawie zawsze wina będzie leżeć po stronie cyklisty.
Co ciekawe, wcześniej, na tej samej ulicy, dokładnie, na tym samym odcinku, doszło do podobnej sytuacji. Wtedy też dostaliśmy list do redakcji.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.