Policja chciała go wylegitymować, a on na to: „Przecież to nie ja okradłem aptekę”
Mężczyzna pod osłoną nocy włamał się do apteki, zabrał 2000 złotych, po czym udał się do punktu z grami losowymi, gdzie w przeciągu 30 minut zdążył wydać na gry blisko 200 złotych. Zatrzymany w lokalu z automatami do gier, od razu skierował do policjantów słowa „co chcecie ode mnie, przecież to nie ja włamałem się do apteki”.
Kilka dni temu, tuż po godzinie 23:00, dyżurny z komisariatu w Kobyłce otrzymał zgłoszenie o włamaniu do apteki. Na miejsce udała się załoga prewencji oraz pełniący służbę oficera kontrolnego wołomińskiej komendy – zastępca Komendanta Komisariatu Policji w Kobyłce. Funkcjonariusze ustalili, że sprawca wybił szybę w drzwiach apteki, wszedł do środka, po czym zabrał z kasetki 2000 złotych. Jeden z policjantów wraz z komendantem udali się do znajdującego się w niedalekiej odległości od miejsca zdarzenia punktu z automatami do gier.
Gdy tylko weszli do środka, ich uwagę zwrócił mężczyzna przy jednej z maszyn. Ten nie tylko zachowywał się nerwowo, lecz również posiadał zakrwawioną dłoń. Funkcjonariusze postanowili go wylegitymować i sprawdzić. Gdy tylko podeszli do mężczyzny, ten od razu zwrócił się do nich słowami: „Co chcecie ode mnie, przecież to nie ja włamałem się do apteki”. Po tych słowach 37-latek został zatrzymany jako osoba podejrzewana o włamanie do budynku. Przy Pawle S. policjanci znaleźli około 1800 złotych. W trakcie 30 minutowego pobytu w salonie gier 37-latek zdążył wydać blisko 200 złotych z kwoty, którą zabrał podczas włamania z placówki farmaceutycznej.
Mężczyzna już został przesłuchany i usłyszał zarzuty popełnienia przestępstwa przeciwko mieniu, gdzie starty łączne oszacowano na kwotę blisko 2500 złotych. Teraz Pawłowi S. może grozić kara nawet do 10 lat pozbawienia wolności. 37-latek w przeszłości był już karany za podobne przestępstwa.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.