Awaria śmigłowca i gniew w sieci. Czy to koniec bezpłatnego ratownictwa w górach?
Pomysł, by turyści płacili za akcje ratunkowe w Tatrach, wywołał burzliwą dyskusję. Awaria śmigłowca TOPR tylko dolała oliwy do ognia. W odpowiedzi na coraz głośniejsze głosy w tej sprawie głos zabrał naczelnik ratowników górskich. Jak podaje PAP, jego stanowisko jest jednoznaczne – i zaskakuje wielu komentatorów.

fot. Warszawa w Pigułce
Turyści zapłacą za akcje ratunkowe w Tatrach? TOPR odpowiada wprost
Awaria śmigłowca i gorąca dyskusja o finansowaniu górskiego ratownictwa ponownie rozpaliły emocje. W mediach społecznościowych pojawiły się głosy, że w Polsce – wzorem Słowacji czy Austrii – turyści powinni płacić za akcje ratunkowe, jeśli nie mają wykupionego ubezpieczenia. Naczelnik TOPR nie pozostawia złudzeń. Jak podaje PAP, takie rozwiązanie może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Awaria śmigłowca wywołała lawinę komentarzy
W czwartek podczas ćwiczeń Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego doszło do awarii jednego z silników śmigłowca Sokół. Maszyna z dwoma pilotami i dwoma ratownikami musiała awaryjnie lądować w Nowym Targu. Choć nikomu nic się nie stało, sytuacja zbiegła się w czasie z początkiem sezonu turystycznego – a to wystarczyło, by pojawiły się pytania: kto za to wszystko płaci?
„Płacą wszyscy, nie tylko niefrasobliwi” – mówi Jan Krzysztof
W rozmowie z PAP naczelnik TOPR Jan Krzysztof odciął się od pomysłów wprowadzenia odpłatności za akcje ratunkowe. – Często słyszę argument, że mają płacić ci niefrasobliwi. Nie. Przy takim rozwiązaniu płacą wszyscy, również ci, którzy zachowują się właściwie, a jednak ulegają wypadkowi – podkreślił.
Jak zaznaczył, wprowadzenie odpłatności wiązałoby się z ogromnym problemem: trzeba by dowodzić winę poszkodowanego, prowadzić windykacje, rozstrzygać spory w sądach. – Nie chcielibyśmy prowadzić firmy windykacyjnej – zaznaczył.
Ubezpieczenie nie gwarantuje ostrożności
Według Krzysztofa, kontakt ze służbami ratowniczymi z innych krajów pokazuje, że płatne akcje wcale nie zmniejszają liczby wypadków. Co więcej – odpłatność nie czyni ludzi ostrożniejszymi. – To w gruncie rzeczy kara za to, że ktoś miał pecha w górach – dodał.
Działalność TOPR finansowana jest z kilku źródeł: z budżetu państwa, części wpływów z biletów do parków narodowych (15% ceny biletu), darowizn, 1,5% podatku i wsparcia sponsorów. – Te wpływy są większe niż przychody z odpłatności za akcje na Słowacji – podkreślił naczelnik.
„To hejt na ludzi, którzy chodzą po górach”
Jak podaje PAP, również Jan Krzeptowski-Sabała, przewodnik i pracownik TPN, nie popiera pomysłu obciążania turystów kosztami akcji. – To hejt na ludzi, którym przytrafił się wypadek – powiedział. Dodał, że takie rozwiązanie wymagałoby zmian ustawowych w całym kraju. – Nad morzem czy na Mazurach nikt nie płaci za ratownictwo. Dlaczego miałoby to działać tylko w Tatrach?
Eksperci ostrzegają także przed realnym zagrożeniem: obawa przed kosztami może zniechęcać ludzi do wezwania pomocy, co może kończyć się tragicznie.
TOPR czeka na wojskowy śmigłowiec. Sokół nadal uziemiony
Nie wiadomo, jak długo potrwa przestój maszyn TOPR. Jak poinformował Jan Krzysztof w rozmowie z PAP, jeśli awaria okaże się poważna, na czas naprawy ratowników wesprze wojsko. – Mamy decyzję ministra Kosiniaka-Kamysza i jesteśmy w kontakcie z lotnictwem wojskowym – dodał. Tak jak wcześniej, do akcji będzie wykorzystywany wojskowy Sokół z obsługą TOPR na pokładzie.
Działania ratowników nie są usługą komercyjną
W 2024 roku TOPR przeprowadził 1330 akcji, z czego ok. 30 proc. z udziałem śmigłowca. W słowackich Tatrach, gdzie koszty pokrywają poszkodowani, system jest bardziej skomplikowany – a mimo to jego skuteczność nie różni się od polskiego.
– Ratownictwo nie może opierać się na rachunku zysków i strat. To misja – podsumowuje naczelnik TOPR

Kocham Warszawę, podróże i gastronomię i to właśnie o nich najczęściej piszę.