Jest gorzej niż sądzono. Nawet eksperci są w szoku. Nadchodzi gruby kryzys. Wszystkie systemy zagrożone
Współczynnik dzietności spadł w Polsce do 1,03 – to trzeci najgorszy wynik na świecie. Portal Money.pl ostrzega, że przy utrzymaniu obecnego trendu do końca wieku zostanie tylko 10 milionów Polaków. System emerytalny może się zawalić już za 15 lat, a rynek pracy kurczy się w oczach.

Fot. Warszawa w Pigułce
W pierwszym kwartale 2025 roku w całej Polsce przyszło na świat tylko około 58 tysięcy dzieci – o ponad 10% mniej niż rok wcześniej. To najgorsze dane w powojennej historii kraju. Portal Forsal.pl zwraca uwagę, że w kwietniu liczba urodzeń spadła poniżej 20 tysięcy – trzeci miesiąc z rzędu z tak katastrofalnym wynikiem.
Statystyczna kobieta w Polsce urodzi w całym życiu zaledwie 1,03 dziecka. Do prostej zastępowalności pokoleń potrzeba 2,1 dziecka na kobietę – czyli dwukrotnie więcej. Jeszcze w 2017 roku współczynnik wynosił 1,45 i dawał cień nadziei. Jednak od tamtej pory następuje nieprzerwany spadek: 1,32 w 2021, 1,16 w 2023, 1,10 w 2024, aż do obecnego poziomu.
Trzecia od końca na świecie – gorzej tylko w Chile i Korei
Według danych OECD Polska zajmuje trzecie miejsce od końca pod względem dzietności na całym świecie. Wyprzedzają nas jedynie Chile i Korea Południowa, gdzie wskaźnik spadł poniżej 1,0. W Europie gorzej jest tylko na Litwie (1,0) i w Estonii (1,09).
Serwis Birth Gauge, który śledzi globalne trendy demograficzne, oszacował polski współczynnik na podstawie danych z pierwszych miesięcy roku. Demograf Mateusz Łakomy, autor książki „Demografia jest przyszłością”, wyjaśnia w rozmowie z portalem RP.pl, że choć oficjalne dane GUS zawsze podawane są z opóźnieniem, to szacunki Birth Gauge zazwyczaj okazują się wiarygodne.
To oznacza, że każde następne pokolenie Polaków będzie o połowę mniejsze od poprzedniego. Za 25 lat obecne roczniki matek będą miały o połowę mniejsze roczniki córek. Za kolejne 25 lat te córki będą miały jeszcze o połowę mniejsze roczniki wnuczek. To matematyka – brutalna i nieubłagana.
6,5 miliona Polaków zniknie do 2060 roku
Główny Urząd Statystyczny prognozuje, że do 2060 roku populacja Polski skurczy się z obecnych 37,4 miliona do 30,9 miliona mieszkańców. Ubytek 6,5 miliona ludzi to więcej niż liczą razem pięć najmniejszych województw.
Portal Bankier.pl podaje, że w niektórych regionach populacja spadnie o ponad jedną czwartą. Największy ubytek czeka województwo świętokrzyskie (-29%), lubelskie (-25,4%) i opolskie (-25,2%). Najwolniej będą się kurczyć Mazowsze i Pomorze, ale i tam liczba mieszkańców spadnie.
Jeszcze bardziej dramatyczne są długoterminowe prognozy. Mateusz Łakomy ostrzega na łamach Rzeczpospolitej, że przy utrzymaniu obecnych trendów do końca XXI wieku populacja Polski może spaść do zaledwie 10 milionów mieszkańców. To poziom z początku XX wieku – oznaczałoby to faktyczne wymazanie całego stulecia demograficznego rozwoju.
Mediana wieku wzrośnie z obecnych 43,3 lat do ponad 50 lat w 2060 roku. Połowa Polaków będzie miała więcej niż pół wieku. Osoby w wieku 65+ będą stanowić około 32% społeczeństwa – dziś to 24%. Polska stanie się krajem starców.
System emerytalny może runie za 15 lat
GUS szacuje, że w 2060 roku w wieku produkcyjnym będzie tylko 15 milionów osób wobec 21,7 miliona w 2025 roku. Jednocześnie liczba emerytów wzrośnie z 9 do 11 milionów. To oznacza katastrofę dla systemu emerytalnego – coraz mniej pracujących będzie musiało utrzymywać coraz więcej emerytów.
Współczynnik obciążenia demograficznego już teraz wynosi 72 osoby w wieku nieprodukcyjnym na 100 pracujących – w 2010 roku było to 55. Za kilkanaście lat może to być 100 lub więcej. Portal Obserwator Gospodarczy ostrzega, że przy takich trendach już za 10-15 lat system emerytalny może stanąć przed niemożliwością wypłacania świadczeń w obecnej wysokości.
Bez głębokich reform grozi nam scenariusz grecki – drastyczne cięcia emerytur lub ogromne pożyczki na ich finansowanie. Alternatywnie państwo będzie musiało drastycznie podnieść składki dla pracujących, co zabije konkurencyjność gospodarki i pchnie młodych do emigracji. To błędne koło, z którego trudno będzie się wyrwać.
Firmy już teraz mają problemy ze znalezieniem pracowników
Zmniejszająca się populacja oznacza kurczący się rynek pracy. Portal Money.pl informuje, że już teraz pracodawcy skarżą się na niedobory kadr, szczególnie w branżach wymagających wykwalifikowanych specjalistów. Problem pogłębia masowa emigracja młodych Polaków – szacunki wskazują, że za granicą może przebywać nawet 2-3 miliony Polaków w wieku produkcyjnym.
Szczególnie dramatyczna sytuacja dotyczy oświaty. Portal Głos Nauczycielski informuje, że średnia wieku nauczycieli w Polsce to już jedna z najwyższych w Europie – tylko 6% ma mniej niż 30 lat. Za kilka lat szkoły mogą zostać bez kadry, a zastąpić odchodzących na emeryturę nauczycieli będzie niemal niemożliwe.
Kurczący się rynek pracy to również mniejsze wpływy do budżetu państwa. Mniej pracujących oznacza niższe dochody z podatków dochodowych i składek ZUS. Jednocześnie rosną wydatki na emerytury i służbę zdrowia dla starzejącego się społeczeństwa. Ekonomiści ostrzegają przed spiralą demograficzną: mniej dzieci oznacza mniej konsumentów w przyszłości, co prowadzi do kurczenia się gospodarki i jeszcze większych problemów z finansami publicznymi.
Co to oznacza dla ciebie
Jeśli masz dziś 30-40 lat, bardzo prawdopodobne, że twoja emerytura będzie znacznie niższa niż obecnych emerytów. System może nie wytrzymać presji demograficznej. Będziesz musiał pracować dłużej – może nawet do 70. roku życia – lub oszczędzać prywatnie na starość. III filar emerytalny (IKE, IKZE, PPE) może okazać się jedyną gwarancją godnego życia na emeryturze.
Jeśli prowadzisz firmę, przygotuj się na coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników. Sytuacja będzie się tylko pogarszać. Może to oznaczać wyższe koszty pracy i konieczność inwestycji w automatyzację. Firmy, które już dziś nie myślą o robotyzacji i AI, za 10 lat mogą po prostu nie mieć kim produkować.
Jeśli planujesz kupić mieszkanie jako inwestycję, uważaj na lokalizację. Ceny nieruchomości w wielu regionach Polski mogą spadać z powodu zmniejszającego się popytu. Szczególnie dotknięte będą małe miasta i wsie, które mogą się dosłownie wyludnić. Atrakcyjne lokalizacje jak Warszawa czy Kraków mogą zyskać kosztem reszty kraju.
Dlaczego Polacy nie chcą mieć dzieci
Portal RP.pl cytuje demografa Mateusza Łakomego, który wskazuje na głębsze przyczyny kryzysu. To nie tylko kwestie ekonomiczne jak wysokie koszty życia czy problemy mieszkaniowe, ale fundamentalne zmiany w relacjach międzyludzkich. Portal Obserwator Gospodarczy określa to mianem „epidemii samotności”.
Coraz więcej młodych Polaków rezygnuje z zakładania rodzin w ogóle. Maleje nie tylko liczba dzieci w rodzinach, ale też liczba par żyjących w stałych związkach. Średni wiek kobiet w momencie urodzenia pierwszego dziecka wzrósł z 22,7 lat w 1990 roku do 29,1 lat w 2024. To oznacza, że coraz więcej kobiet odkłada macierzyństwo na później, a część w ogóle z niego rezygnuje.
Problem pogłębia brak odpowiedniej infrastruktury dla rodzin – za mało żłobków, przedszkoli, trudności z godzeniem pracy z opieką nad dzieckiem. Mimo programów typu 500+ czy 800+ sytuacja się nie poprawia. Pieniądze pomagają rodzinom, które już mają dzieci, ale nie przekonują bezdzietnych do zostania rodzicami.
Rząd próbuje ratować sytuację – ale efektów brak
Polskie władze wprowadzają kolejne programy mające zachęcić do rodzicielstwa. Do programu Rodzina 800+ dołączają inne inicjatywy jak Mama 4+ czy ulgi podatkowe dla rodzin wielodzietnych. Ministerstwo Finansów analizuje możliwość wprowadzenia ulg podatkowych dla młodych rodzin, rozszerzenia urlopów rodzicielskich czy zwiększenia dostępności żłobków.
Jednak eksperci są sceptyczni. Portal Money.pl zwraca uwagę, że nawet kraje o najbardziej hojnej polityce rodzinnej jak Francja czy Szwecja nie osiągają już współczynnika dzietności na poziomie 2,1. We Francji wynosi on 1,56, w Holandii 1,39. Węgry, które wydają na politykę rodzinną 4% PKB, osiągają współczynnik tylko 1,3.
Niektórzy eksperci postulują radykalne zmiany – od zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn po wprowadzenie „podatku od bezdzietności”. Takie rozwiązania budzą jednak kontrowersje i opór społeczny. Trudno sobie wyobrazić rząd, który odważyłby się na tak niepopularne kroki.
Inne kraje mierzą się z podobnym problemem
Kryzys demograficzny to nie tylko polski problem. Portal Forsal.pl informuje, że Korea Południowa boryka się z jeszcze gorszą sytuacją – współczynnik dzietności spadł tam poniżej 1,0. W Chinach populacja zaczęła się kurczyć pierwszy raz od dekad. W Rosji liczba pierwszoklasistów spadła w ciągu dwóch lat o 25%.
Grecja zamyka szkoły z powodu braku dzieci. Niemcy rozważają masową imigrację jako sposób na uzupełnienie niedoborów demograficznych. Jednak żaden kraj nie znalazł jeszcze skutecznego lekarstwa na kryzys dzietności.
Eksperci ostrzegają, że kryzys demograficzny może doprowadzić do załamania się modelu państwa opiekuńczego w całej Europie. Coraz mniej pracujących nie będzie w stanie utrzymać rosnącej liczby emerytów. System, który działał przez ostatnie pół wieku, może po prostu przestać funkcjonować.
Czy Polska ma jeszcze szansę na odwrócenie trendu
Demograf Krzysztof Mamiński ostrzega, że czas się kończy. Kobiety obecnie w wieku 20 lat to już ostatnie pokolenie, które teoretycznie może odwrócić negatywny trend – ale musiałyby rodzić średnio po 3-4 dzieci każda. To mało prawdopodobne biorąc pod uwagę obecne realia społeczne i ekonomiczne.
Portal Bankier.pl cytuje ekspertów, według których zmniejszanie się populacji Polski to już proces nie do zatrzymania – można go co najwyżej spowolnić. Jedynym rozwiązaniem może być masowa imigracja, ale to rodzi inne problemy społeczne i polityczne. Polska musiałaby przyjąć kilka milionów imigrantów, żeby skompensować ubytek naturalny – co wydaje się politycznie niemożliwe.
Alternatywą jest radykalna zmiana modelu gospodarczego – inwestycje w automatyzację, sztuczną inteligencję, robotykę. To może pozwolić utrzymać poziom życia pomimo malejącej populacji, ale wymaga ogromnych nakładów na edukację i modernizację. Czas na wprowadzenie skutecznych rozwiązań systematycznie się kurczy.
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.