Pamiętacie Huberta? Szukał mamy i taty – znalazł ukochaną osobę, ale potrzebuje naszej pomocy
Niemal rok temu opisywaliśmy sprawę Huberta, który szukał mamy i taty [LINK]. Mimo, tego, że żadna rodzina nie zgłosiła się po chłopca, znalazł on ukochaną osobę – pielęgniarkę, która jest rodziną zastępczą chłopca. Mało tego! Hubert ma szansę na pełną sprawność! Link do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/uratuj-huberta
Gdy się urodził, nikt na niego nie czekał. Mama nie wzięła go w ramiona, tata nie głaskał po główce. Zamiast w objęcia rodziny, trafił do zimnego inkubatora. Czekał, aż ktoś zabierze go, zatroszczy się o niego, będzie kochał… Tak się nie stało. Hubert nie pojechał do domu. Został w szpitalu. Samotny, bardzo chory, niekochany. Dzień za dniem czekał, aż ktoś po niego przyjdzie, zatroszczy się i zabierze daleko od tego szpitala. Ale nikt go nie chciał – słaby, chory, nieszczęśliwy spędził pierwsze lata życia wśród szpitalnych murów. Czy ktoś mu pomoże, czy kogoś wzruszy los porzuconego chłopca?
Jego rodzice nie byli w stanie zająć się Hubertem. Musieli go zostawić, chcieli dać mu szansę na lepszy, szczęśliwy dom. Nie podejrzewali, że go nie znajdzie. Nikt nie chciał chłopca, który urodził się zbyt wcześnie, przez co ma szereg wad, a do tego dziecięce porażenie mózgowe. Leżał więc sam, taki mały, bezbronny, niekochany. Dni mijały, a każdy taki sam. Samotność stała się jedyną towarzyszką. Hubert od początku powinien być rehabilitowany i przede wszystkim kochany – to dałoby mu największą szansę na rozwój. Jednak zamiast dłoni ukochanej mamy, głaskały go od czasu do czasu ręce pielęgniarek. Gdy płakał w nocy, nikt go nie pocieszał…
Jedyne miejsce, jakie znał, to był szpital. Nie wiedział, czym jest dom, co to znaczy mieć rodzinę. Musiał mieć wiele operacji, niektóre ratowały życie… Ale nawet wtedy mama nie czekała pod drzwiami z duszą na ramieniu, modląc się, by jej Hubercik przeżył. Tak, w samotności, minęły ponad dwa lata. Przez cały ten czas byłam z Hubertem – pracowałam w szpitalu. Nie mogłam mu zastąpić matki, chociaż starałam się, by mógł choć na chwilę poczuć, że jest dla kogoś ważny. Nastał dzień, w którym jego życie przestało być zagrożone, a szpital nic więcej nie mógł zrobić. Hubert nadal nie mówił, leżał tylko, jakby czekając, aż śmierć go w końcu zabierze, zabierając to całe cierpienie. Mieli go oddać do ośrodka dla ciężko upośledzonych chłopców. Właśnie wtedy postanowiłam zabrać go do domu…
Wiedziałam, że w takim ośrodku, mimo najlepszej opieki, Hubert zgaśnie, nigdy nie otrzymawszy swojej szansy. Miałby zaspokojone wszystkie potrzeby fizjologiczne, byłby umyty, najedzony i… tyle. A jemu potrzeba miłości i przede wszystkim intensywnej rehabilitacji. Tylko dzięki temu może żyć, być szczęśliwy i mimo bardzo trudnego startu dogonić swoich rówieśników! I tak, cztery miesiące temu, zamieszkał u mnie.
Od tego czasu zmienił się nie do poznania! Raczkuje, powtarza słowa, bawi się i cieszy. Jestem sama, nie mam dzieci, ani męża. Jestem rodziną zastępczą dla Huberta, staram się zapewnić mu tyle, ile jestem w stanie – poczucie bezpieczeństwa, opiekę, rehabilitację i leki. Ale nie stać mnie na to wszystko… Wsparcie od państwa wystarcza na jedzenie, pieluszki i leki. A gdzie rehabilitacja, gdzie specjalistyczne sprzęty, które pozwolą mu się rozwijać? Nie mam pieniędzy, żeby je kupić… Lekarze mówią, że Hubert może być zdrowy i samodzielny, może dogonić inne dzieci! O niczym innym nie marzę. Jednak sama tego marzenia nie spełnię…
Od początku postanowiłam sobie, że znajdę dla niego kochającą rodzinę. Zabrałam go do domu, bo nie mogłam pozwolić, by to cudowne życie zmarnowało się w ośrodku opieki. Wiem, że to wyjątkowy chłopiec, który może bardzo dużo osiągnąć. Potrzebuje jedynie pomocy… Pewnego dnia pojawiła się rodzina gotowa zaopiekować się Hubertem, stworzyć dla niego prawdziwy, kochający dom. Rozpoczęły się procedury adopcyjne, wszystko szło dobrze i naprawdę cieszyłam się, że ta historia będzie miała szczęśliwe zakończenie! Miałam nadzieję, że będę mogła go odwiedzać, ale jeśli nie, to nie szkodzi – to nie ja, ale Hubercik jest najważniejszy. Pewnego dnia odebrałam telefon – rezygnują z adopcji, pani zaszła w ciążę. W tej sytuacji nie chcieli już mojego małego chłopca…
Czas płynie, a ja boję się coraz bardziej. Hubert przywiązuje się do mnie, dlatego chciałabym, by jak najszybciej znalazł kochającą rodzinę, która zapewniłaby mu najlepszy rozwój. To właśnie teraz jest czas, gdy musi być intensywnie rehabilitowany, by mieć szansę dogonić rówieśników. Jeśli Hubert straci tę szansę, będzie za późno… Dlatego proszę o wsparcie. Chciałabym zapewnić jak najlepsze leczenie Hubertowi, wynagrodzić mu te dwa lata, gdy był całkiem sam. Zadbać, by mógł się jak najlepiej rozwijać, przynajmniej do czasu, aż znajdą się dobrzy ludzie, którzy stworzą dla tego cudownego chłopca prawdziwy, kochający dom. Proszę, pomóżcie Hubercikowi…
Redaktor naczelny portalu. Absolwent Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.